Kalendarze towarzyszyły ludziom od starożytności. Sama nazwa wywodzi się od rzymskich kalend, określenia pierwszego dnia miesiąca, w którym kapłani zwoływali lud, aby poinformować go o długości miesiąca i przypomnieć, jakie święta w nim przypadają. W Polsce pierwsze kalendarze pojawiły się po przyjęciu chrześcijaństwa. Warto wspomnieć, że pierwszy druk na ziemiach polskich to właśnie kalendarz krakowski na rok 1474. Z czasem popularność tych specyficznych wydawnictw rosła i pojawiać zaczęły się kalendarze adresowane do określonych grup czytelniczych. Ukazywały się kalendarze medyczne, techniczne, szkolne i studenckie. Wiek XIX to złoty okres dla tego typu wydawnictw, znacząco spadła ich cena, stały się więc dostępne nawet dla średnio zamożnych chłopów i robotników. W wielu z nich „przemycano” akcenty polskości i patriotyzmu. Dużą popularnością zaczęły cieszyć się kalendarze zamieszczająca najważniejsze informacje dotyczące prowadzenia gospodarstwa. W zbiorach Muzeum zachował się kalendarz z 1837 r. będąc doskonałym źródłem wiedzy o najpilniejszych zajęciach gospodarskich w poszczególnych miesiącach. Jego lektura dostarcza nam nieocenioną wiedzę dotyczącą chociażby popularności określonych warzyw w pierwszej połowie XIX wieku. I tak, w marcu w inspektach powinny już być sałata, rzodkiewka, rzeżucha, arbuzy, melony, ogórki. Wysadzać z rozsad można już kapustę, kalafior, sałatę, cebulę, kalarepę, a wysiewać marchew, buraki, pietruszkę, pasterniak, groch, roszponkę i szpinak. Do przyszłego rozsadzenia zalecano szykować szparagi oraz urządzać szparagarnie i chmielniki. Co ciekawe, współczesne kalendarze rolnicze, w których także znajdują się wykazy zajęć gospodarskich i prac ogrodniczych przewidują o wiele mniejsze urozmaicenie warzywniaka. Nie znajdziemy w nich zaleceń dotyczących upraw arbuza, melona, chmielu czy szparagów. W niepamięć odeszło także wiele innych zajęć gospodarskich. W zapomnienia popadło także wiele z kalendarzy. Traktowane jako druki ulotne, dezaktualizujące się w ciągu roku były zwykle wyrzucane i zastępowane kolejnymi. Chyba najbardziej żal tzw. kalendarzy listkowych, które na awersie miały drukowaną datę dzienną, a na rewersie kryły niespodziankę w postaci porady, przepisu, horoskopu czy przysłowia. Te pozornie mało istotne drobiazgi z odwrotu kartki kryjące wiedzę o codziennych problemach umknęły nam już na zawsze.