Na całe dwa tygodnie lata krakowski Kazimierz, dawna dzielnica żydowska, wypełnia się tańcem, muzyką, śpiewem. W każdej uliczce spotyka się reprezentantów różnych kultur, gości z Ukrainy, USA, Serbii, którzy przyjechali do Krakowa grać swoją muzykę.
Na całe dwa tygodnie lata krakowski Kazimierz, dawna dzielnica żydowska, wypełnia się tańcem, muzyką, śpiewem. W każdej uliczce spotyka się reprezentantów różnych kultur, gości z Ukrainy, USA, Serbii, którzy przyjechali do Krakowa grać swoją muzykę. Strój wielu z nich wskazuje na pochodzenie semickie, grupami bądź pojedynczo z mapami przemierzają trasy Żydowskiego Krakowa, od Synagogi Izaaka, przez Dawny Dom Modlitwy Bractwa Psalmowego, Talmud Torę - dawną szkołę żydowską, Synagogę Kupa, do Centrum Kultury Żydowskiej na Meiselsa. Nikogo nie dziwi widok ludzi w jarmułkach, z charakterystycznymi pejsami, którzy przyjechali z różnych stron świata, aby odnajdywać tu pozacierane ślady obecności swych przodków. Nie tylko tu, lecz w wielu punktach miasta się ich spotka, a podsłuchując przewodników można odkryć tajemnice wielu miejsc omijanych w codziennym biegu. Dowiadujemy się, że w miejscu gdzie dziś jest siedziba Muzeum Etnograficznego był Dom Esterki; tu, gdzie teraz jest Restauracja Żydowska Klezmer Hois, dawniej była Mykwa, czyli łaźnia żydowska, w której dokonywano rytualnych zanurzeń; a na ulicy Bonarka był Zakład Wychowawczy Sierot Żydowskich. Ten czas przesycony jest atmosferą niezwykle ożywionego Kazimierza, niemal nikt nie pozostaje obojętny wobec tematu tradycji judaistycznej, który dominuje w tym czasie w kawiarniach, a także wobec bogatego programu XV Festiwalu Kultury Żydowskiej, z którego nie sposób w pełni skorzystać. W imprezę włączają się krakowskie instytucje kulturalne i naukowe, kina, kawiarnie artystyczne. Najważniejsza jest rozpoznawalna wszędzie, rozbrzmiewająca w synagogach i na placach muzyka klezmerska, ale odbywają się również wykłady, debaty, spotkania, warsztaty tańców żydowskich i lekcje podstaw jidysz.
Kazimierz w ostatnim czasie staje się prawdziwym zagłębiem sklepów z antykami, starociami, graciarni, przechowalni wszystkiego, co znalezione na strychu, w piwnicy bądź w szafie babci, a przede wszystkim w mgnieniu oka powstających nowych – starych galerii i galeryjek. Urządzone w rozmaitych stylach wnętrza wypełnione są obrazami malarzy krakowskich, można obejrzeć grafiki, rzeźbę współczesną, a także fotografie. W tę różnorodność wpisał się cały cykl wystaw otwartych w związku z tym festiwalem i podejmujących tematykę żydowską na wiele sposobów. Poprzez spojrzenie indywidualne, zsubiektywizowane oglądamy motywy klezmerskie w kompozycjach inspirowanych wspomnieniami z dzieciństwa artystki Marty Gołąb wystawione w Synagodze Proppera. W Galerii Biżuterii Blazko Kindery podziwiamy kunsztownie wykonane żydowskie pierścienie zaręczynowe - miniaturowe rzeźby Margot di Cono inspirowane architeturą najsłynniejszych miejsc kultu religii judaistycznej.
Na dłużej zatrzymujemy się w Galerii Szalom, aby zachować w pamięci serię intrygujących obrazów ukazujących głowę owieczki – baranka, w różnym otoczeniu barwnym i z różnym wyrazem... oczu. Płótna te, okazują się być dziełem jednego z czołowych malarzy izraelskich Menashe Kadishmana, wybitnego przedstawiciela nurtu konceptualnego w malarstwie i rzeźbie światowej ostatnich pięćdziesięciu lat. Temat przywodzi na myśl bogatą symbolikę baranka, zarówno w tradycji Starego, jak i Nowego Testamentu. Jest on samym centrum jako znak przymierza z Bogiem, wielkiego żydowskiego święta Pesach, czyli Paschy, obchodzonego na pamiątkę wyprowadzenia narodu izraelskiego z Egiptu przez Mojżesza. Natomiast dla chrześcijan baranek jest istotą święta Wielkiejnocy, znakiem ofiary Chrystusa. Dla sztuki Kadishmana motyw ten jest kluczowy, jednak w innym kontekście; zmieniał się w jego dziełach i jest czymś na kształt alegorii naszej współczesnej kondycji, wyrazicielem uczuć człowieka i symbolem ludzkiego życia jako ofiary.
Dwie wystawy fotografii na mapie festiwalowego Kazimierza dają nam możliwość bycia niemal naocznymi świadkami, w przypadku jednej tradycyjnych obrzędów żydowskich, w przypadku drugiej wyprawy w głąb i na pogranicza Polski w poszukiwaniu śladów obecności, a także prześladowań ludności żydowskiej.
Pierwsza to cykl zdjęć fotografów Sary Farenhimer i Michaela Cohena z życia ortodoksyjnych Żydów zamieszkujących dzielnice miast Izraela.
Widzimy twarze dzieci żydowskich od urodzenia wychowywanych w posłuszeństwie najsurowszym nawet nakazom Tory, starców rabinów zajętych studiowaniem Pisma, mężczyzn wykonujących rytualne tańce, świętujących szabat. Możemy zobaczyć jak wygląda żydowski ślub, widzimy pannę młodą, ale nie jej twarz zasłoniętą welonem. Ceremonia ślubu jest bardzo rozbudowana i wymaga spełnienia wielu warunków. Odbywa się pod Chupą - baldachimem, przedstawiającym nowy dom, który młoda para stworzy, w obecności co najmniej dziesięciu dorosłych Żydów. Zakrywanie twarzy przez pannę młodą jest nie tylko znakiem jej skromności, ale także reprezentuje oddanie państwa młodych sobie nawzajem. Zdjęcia te prezentuje nam Centrum Kultury Żydowskiej na Meiselsa.
Niedawno otwarte, założone przez angielskiego fotografa żydowskiego pochodzenia, a już przyciągające wielu zainteresowanych, Muzeum Galicja otworzyło i rozreklamowało wystawę pt. Śladami Pamięci. Te ponad 140 fotografii zrobionych współcześnie na terenach byłej Galicji odsłania najciemniejsze karty historii narodu żydowskiego na świecie, holocaust. Miejsca będące niemymi świadkami masowych mordów dokonanych przez hitlerowców, pozostałości po obozach koncentracyjnych, zdewastowane synagogi, ale także to, co jeszcze trwa i żyje - miejsca zachowane i zadbane, a przede wszystkim właśnie ślady żywej pamięci o prawdzie historii. Oglądając te zdjęcia, można odkryć rzeczy wstrząsające, na przykład, że dom położony dziś wśród innych domów, wtopiony w krajobraz osiedla mieszkalnego był miejscem zamieszkania sadystycznego nazisty Amona Goetha, dowódcy obozu Płaszów, likwidatora getta w Krakowie, a także w Tarnowie.
Jednak muzyka żydowska, która rozbrzmiewa na ulicy Szerokiej, jednoczy ludzi z całego świata i w myśl idei festiwalu ma dawać nadzieję i być wołaniem o pokój.
Nawet kiedy wszyscy goście festiwalowi opuszczą Kraków na rok, opustoszeją pokoje hotelowe i zwolni się miejsce w kawiarnianych ogródkach, w każdą sobotę rano na Kazimierzu będzie można jeszcze spotkać mężczyznę przemykającego w uliczkach jak zjawa, w czarnym płaszczu i kapeluszu, z długimi pejsami, poważnego i skupionego.