Ceramika Ludowa
Ludowa ceramika należy do tych dziedzin ludowej kultury, które od dawna budziły zainteresowanie zarówno zawodowych etnografów, jak i amatorów, miłośników ludowej twórczości artystycznej, społeczników, a także ludzi interesu, traktujących ją jako źródło intratnych dochodów.
Modelowanie w glinie znane było człowiekowi od niepamiętnych czasów, wcześniej niż garncarstwo w ścisłym znaczeniu tego słowa. Garncarstwo jest umiejętnością bardziej złożoną, gdyż do modelowania dołącza się proces wypalania oraz zdobienia przy pomocy różnych technik. Wymaga nauki zawodu oraz posiadania specjalistycznego warsztatu (koła garncarskiego, miejsca do suszenia wyrobów oraz pieca do wypału).
Garncarstwo było rzemiosłem uprawianym dla szerszego kręgu odbiorców, zaś umiejętności zawodowe przekazywano najczęściej w rodzinie, z pokolenia na pokolenie.
Podstawowym surowcem do wyrobów garncarskich jest glina. W zależności od jej składu chemicznego i fizycznego po wypaleniu przybiera odpowiedni kolor. Gliny jasne, z dużą domieszką wapnia, występujące w naszym regionie dają po wypaleniu kolor żółtawo kremowy, bladoróżowy, prawie biały.
Formowanie naczyń odbywa się najczęściej na kole bezsponowym, wprawianym w ruch za pomocą nogi. Współcześnie większość garncarzy używa kół przerobionych na napęd elektryczny.
Kształty wyrobów garncarskich, zarówno pierwotnych jak i nowszego pochodzenia, zawsze wykazywały dużą różnorodność, od form smukłych i wyciągniętych do krótkich i szerokich. Wszystkie te formy równorzędne pod względem estetycznym, dostosowane do potrzeb praktycznych i upodobań lokalnych, ulegały niewielkiej zmianie w czasie.
Na szczególną uwagę zasługują wyroby kształtowane w rekach, takie jak różnego rodzaju galanteria ceramiczna, zabawki ceramiczne oraz rzeźba ceramiczna zwana także ceramika figuralną.
Przysłowia zwiazane z garncarstwem i ceramiką:
„Nie święci garnki lepią”, (Nowa księga przysłów polskich, T. I, s. 603, PWN 1969),
„Nie sami święci garnki lepią”, (Nowa księga przysłów polskich, T. I, s. 603, PWN 1969),
„Garnków w gospodarstwie nigdy nie za dużo”, (NKPP, T. I, PWN 1969, s. 602),
„Garncarstwo jest takie stare jak świat, bo jak Bóg stworzył świat, to zaraz potem ulepił z gliny Adama i Ewę”, (Dionizjusz Czubala, Marianna Czubala, Anegdoty, bajki, opowieści garncarzy, s. 54, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1980),
„Zlepił Bóg z gliny człowieka, tchnął nań i człowiek zaruszał się, ożył”, (J. i R. Tomiccy, Drzewo życia, s. 53, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1975).
Legenda ludowa związana z garncarstwem i ceramiką:
,,Kiedy stworzył Bóg Niebo i Ziemię, i wszystko, co na nich jest, co widzimy i czego nie widzimy, co żywe i co martwe, i kiedy zobaczył Bóg, chwała niechaj mu będzie, że wszystko, co stworzył, pięknie stworzył, zapragnął stworzyć i ludzi na ziemi, żeby sobie żyli i Boga sławili. A na stworzenie wszystkiego, co stwarzał na świecie, Bóg ustanowił jeden dzień : jeden dzień a jedno, drugi na drugie, trzeci na trzecie, czwarty na jeszcze coś innego itd. I tylko jeden dzień przeznaczył na stworzenie ludzi.
Wstał jednego ranka wcześnie zakasał poły i rękawy, wziął w rękę motykę, nakopał ziemi, narobił błota i zaczął lepić z niego ludzi tak samo jak garncarz leci garnki. Najpierw lepił nogi, potem tułów, potem ręce, potem głowę, włosy, uszy, oczy, usta, nos, i resztę narządów człowieka po kolei:
Tak jak zegarmistrz w pocie czoła składa kółeczko do kółeczka, tak i on, chwała mu Najwyższemu, składał narządy w człowieku po kolei w pocie czoła, żeby czasem jakiegoś narządu krzywo człowiekowi nie wsadzić i żeby ten mu później nie złorzeczył.
Lepił tak, lepił ludzi aż do pory obiadowej, poczuł głód, chwała mu Najwyższemu, więc siadł do obiadu, żeby potem po obiedzie dorobić resztę ludzi, ile mu tam brakowało. Jadł sobie Pan Bóg bułkę w mleczku namoczoną i przyglądał się ludziom, co ich ulepił, ustawionym przed nim w szeregach niby oddział wojska, przyglądał się i uśmiechał, bo miło mu było, że ulepił ludzi urodziwych i rozumnych.
- Ha! Jakich zdatnych ludzi ulepiłem – mówił sam do siebie. – całkiem do mnie podobnych! Tylko że jeśli tyle ich zrobię do wieczerzy co do obiadu, na nic cała robota: trzeba mi dziesięć Azy tyle ludzi, ilu ich dotąd ulepiłem. Inaczej nie poradzi, tylko mi trzeba formy i według formy musze robić. Bo tylko tak mogę robotę do wieczora skończyć.
Szybciutko skończył jeść przeżegnał się, wstał od stołu, ręce umył i zrobił formę jak się patrzy.
Przygotował sobie błota, ile mu było potrzeba, i zabrał się do wyrabiania reszty ludzi, ile mu tam jeszcze brakowało. Pakował błoto do formy, wyrównywał, i już jest człowiek. Uwijał się Bóg ja garncarz przy stole garncarskim i dawaj robić ludzi wedle formy: jeden mu wyszedł z krzywa nogą, inny z krzywa ręką, szyją, ślepy, łysy, krościaty, pyszałek, zdrajca, uparciuch, i chociaż widział Bóg, że ułomni z formy wychodzą, nie miał czasu ich poprawiać bo do wieczora chciał nalepić tylu, ilu ich mieć postanowił.
A powiedziałby ktoś: czemu Bóg dwu dni na te robotę nie przeznaczył i nie zrobił wszystkich takich udatnych jak ci pierwsi, własną ręką ulepieni, zamiast na kole ich toczyć i do fory pakować. Na to tyle mogę odpowiedzieć: jak mu się zachciało tak zrobił, bo i car, jak co postanowi, to potem słowa nie cofa i cóż dopiero Pan Bóg. Najpierw w jeden dzień postanawia ludzi stworzyć, a potem dwa dni ma to robić? Tak być nie mogło: Bóg miał by słowo cofać!
Stąd to są na świecie ludzie dobrzy i źli: pierwszych Bóg własna ręką ulepił, a drugich na kole z błota według formy wyciągał, tak jak garncarz garnki kołem formuje. (Krzysztof Wrocławski, O Bogu, jego sługach i diabelskich sztuczkach. Setnik legend Południowej Słowiańszczyzny, Warszawa 1985, s. 38-40.)