Zima w ostatnich latach niezbyt chętnie zaszczyca nas swoją obecnością, a przecież zabawy na śniegu, takie jak bitwy na śnieżne piguły, lepienie bałwanów, czy jazda na nartach i sankach należą do przyjemniejszych zimowych aktywności.
Popularne są również kuligi zwieńczone biesiadą przy odgłosach trzaskającego ogniska. Biura podróży oferują przejazdy saniami zaprzęgniętymi w konie w pięknej górskiej scenerii, muzea regionalne organizują kuligi w wiejskim stylu, a czasami mieszkańcom mniejszych miejscowości wystarczy kilkoro zaprzyjaźnionych gospodarzy i kawałek ośnieżonego pola, by zorganizować zimową przejażdżkę. Staropolski kulig należał do ulubionych zabaw karnawałowyc
Współcześnie karnawał kojarzy się raczej z brazylijskimi paradami przyodzianych w kolorowe pióra kobiet, bądź weneckimi balami maskowymi, w Polsce był on obchodzony na swój własny sposób. Zapusty, bo tak brzmiała staropolska nazwa karnawału, obejmują okres od święta Trzech Króli (6 stycznia) do Środy Popielcowej z kulminacją przypadającą na ostatnie sześć dni począwszy od Tłustego Czwartku. Za kolebkę europejskich zabaw karnawałowych uważa się kraje śródziemnomorskie - tam czas powszechnej wesołości wypełniony był tańcami, ulicznymi pochodami oraz maskaradami, dozwolone były odstępstwa od norm codzienności. Karnawał europejski prawdopodobnie wywodzi się z antycznych świąt powitania wiosny i budzącej się do życia przyrody. Zabawy zapustne wzorowane na tych zachodnioeuropejskich pojawiły się na ziemiach Polskich już w XVI wieku.
Popularnymi zabawami w czasie zapustnym były korowody przebierańców, reduty, bale maskowe oraz kuligi i szlichtady. Kulig to „kierowana przez wodzireja sanna polami i lasami, […] będąca jednocześnie paradą pojazdów, koni cugowych, uprzęży i wierzchowców, na których jechali kawalerowie, asystujący saniom i siedzącym w nich damom”(Ogrodowska, 2001). Odwiedzano wówczas sąsiadów i urządzano wspólne uczty, tańczono tradycyjne polskie tańce – oddawano się przyjemnościom przed nastaniem postu. Organizowane wyłącznie przez wyższe warstwy społeczne, kuligi jedną z popularniejszych zimowych zabaw zapustnych.
Najstarsze piśmienne świadectwo o istnieniu zapustnej sanny pochodzi z drugiej połowy XVI w. i zawiera się w wierszu anonimowego autora protestanckiego. W samym tekście nie pada bezpośrednio nazwa kulig, chociaż opis zabawy – trwającej kilka dni sanny z muzyką i tańcami, nie budzi wątpliwości, że mamy do czynienia z tą samą zabawą, bądź jej wcześniejszą formą. Oficjalne, literackie wzmianki o kuligu datowane są połowę XVII w. i pochodzą m.in. z przekazów Wacława Potockiego czy Jana Chryzostoma Paska.
Istnieje co najmniej kilka wersji pochodzenia nazwy tej zimowej zabawy w języku polskim. Kulig kojarzono z „kulą” lub „krzywułą”, czyli zakrzywioną laską, którą przesyłano niegdyś od domostwa do domostwa podczas zwoływania wieców powiatowych. „Kuł”/”kulik” oznaczał snop czegoś, co w przypadku zapustów mógł oznaczać kompanię odwiedzających się sąsiadów. Nazwę tę utożsamiano również z poszukiwaniem ptaka błotnego – kulika. Co ciekawe ptak ten nie zimuje w Polsce, pojawia się dopiero w okolicach marca, dlatego jego spotkanie w okresie zimowym jest niemożliwe. Z drugiej strony poszukiwanie kulika mogło mieć znaczenie symbolicznego tropienia pierwszych oznak wiosny. Istnieje również inne, mniej chlubne wytłumaczenie – słów „kulik”/”kulika”/”kulikała” używało się na określenie pijaka, imprezowicza, oraz prostaka i głupca.
Najbardziej okazały, udokumentowany kulig odbył się 20 stycznia 1695 roku w stolicy. Począwszy od pałacu Daniłowiczów, 107 sań zajechało do pałacu w Wilanowie, by skorzystać z gościnności Jana III Sobieskiego. Orszak, jaki zawitał do drzwi króla był kolorowy, głośny i bardzo liczny. Sanie, na których jechali zaproszeni goście odznaczały się nadzwyczajnym wyglądem, kształtami i kosztownością – finezyjnie rzeźbione, obite skórami, przyozdobione drogimi futrami, kolorowymi ornamentami i kunsztownymi okuciami. Sanie mogły być duże, wieloosobowe lub mniejsze, lekkie o wyszukanych kształtach, ale przede wszystkim musiały odzwierciedlać stan majątkowy właściciela. W deklarowaniu majętności nie poprzestawano tylko na saniach, ważny był każdy szczegół. Uczestnicy musieli przyodziać wyszukane stroje, odpowiednio wyselekcjonowane konie przystrojone w wymyślne uprzęże ciągnęły oryginalne sanie.
Jak wyglądały takie staropolskie kuligi? Kiedy czasy były spokojne, a zima dopisywała można było zaprząc konie i pognać wiejskimi drogami, by spędzić kilka dni na towarzyskich spotkaniach. Sproszeni uczestnicy kuligu wyruszali wieczorną porą spod jednego z dworów, a zasadą było, by przyjazd następował nieoczekiwanie i trwał nawet kilka dni. Podczas takiej wizyty trwała zabawa, tańce i biesiada po sam świt, a gościnni gospodarze robili wszystko, by przyjezdnym niczego nie zabrakło. Gdy goście zaspokoili swoje potrzeby, a zapasy w spiżarni znacząco uszczuplały, orszak karnawałowy, powiększony o rodzinę gospodarza, wyruszał w dalszą drogę.
W literaturze na przestrzeni wieków zaczęło się pojawiać coraz więcej prac piętnujących negatywne zachowania, do których dochodziło podczas trwania zapustnych kuligów. Normą było pijaństwo i spowodowane alkoholem bijatyki i zwady. Niejedna bezcenna kolekcja została uszczuplona bądź zniszczona przez uczestników karnawałowej eskapady. Zdarzało się, że kuligi takie cechowała nachalność, gdyż nie wszystkim taki sposób spędzania zimowych wieczorów odpowiadał. Mimo wszystko staropolskim zwyczajem gościnności należało przyjąć wszystkich, nawet jeśli była to horda niezapowiedzianych sąsiadów. Aczkolwiek nie można skupiać się wyłącznie na negatywach.
Szlacheckie kuligi odkupiły swoje winy pod koniec XVIII stulecia, kiedy to patrioci polscy na nowo odnaleźli tkwiący w nich urok. Niedługo potem nastąpił rozkwit polskiej sanny, chociaż jej forma już była nieco inna niż wcześniej. Przede wszystkim magnateria w dużej mierze zrezygnowała udziału w kuligach na rzecz bardziej „cywilizowanych” sposobów celebrowania zimowego karnawału, np. redut lub balów maskowych. Jednak szlachta jako nosiciele polskiej tradycji w okresie trudnym dla narodu starała się kontynuować i utrwalać dawne zwyczaje. Późniejsze kuligi zrezygnowały ze spontaniczności na rzecz zorganizowania. Zaczęto brać pod uwagę majętność odwiedzanych rodzin, by przypadkiem nie nadużyć sąsiedzkiej gościnności. Podczas kuligów starano się złagodzić istniejące spory, zacieśnić istniejące więzi oraz na ile to było możliwe, zachęcić lokalną młodzież do bliższych stosunków. Zimowa pora była idealnym czasem na kojarzenie par, a kuligi dawały młodzieńcom nowe sposoby na zjednanie sobie wybranek serca. Jak to ujął Łukasz Gołębiowski w swojej książce „Gry i zabawy”: „…ileż w tem zbliżeniu [podczas kuligów] nie powstało miłości, skojarzeń, związków ślubnych? Znalazł młodzian sposobność być umieszczonym koło swej dziewicy, tulić ją od zimna, ochraniać, częściej z nią mówić, bawić i jej się podobać”(Gołębiowski, 1831).
Na kilka tygodni przed kuligiem ustalano kolejność odwiedzin oraz ich długość, przy czym, gdy występowało niebezpieczeństwo zbytniego nadwyrężenia zimowych zapasów starano się w takiej sytuacji pomóc np. organizując wspólne polowanie. Wybór domu, od którego zaczynał się zajazd nie był przypadkowy, bowiem ważne było, by we dworze znajdowało się jak najwięcej dziewcząt - zaproszonych na imieniny, bądź inną rodzinną uroczystość. Przed rozpoczęciem przygotowywano się również do inscenizacji wesela –krakowskiego, bądź góralskiego w rejonach górskich. Odmiennie niż w poprzednich stuleciach istnienia kuligów na ziemiach polskich uwidacznia się tu aspekt teatralny, który był istotny dla wszelkich praktyk karnawałowych. Uczestnicy przedstawienia skrupulatnie przygotowywali się do powierzonych im ról. Głównymi postaciami w weselu byli: Starosta i Starościna, Państwo Młodzi, Drużbowie, Młynarz i Młynarka, Organista, Żyd i Cyganie oraz Arlekin. Arlekin był posłańcem i jednocześnie zwiastunem nadjeżdżającego kuligu - kilka godzin przed zawitaniem orszaku wysyłano go do wybranego dworu by uprzedzić gospodarzy. Podczas wesela wygłaszano przemówienia, tańczono polskie tańce i biesiadowano, a kiedy przychodził czas odjazdu posyłano Arlekina do następnego domostwa i zabawa zaczynała się od nowa w powiększonym gronie.
Zwieńczenie wielodniowej zabawy kuligowej stanowiła pożegnalna tyrada jednego z uczestników przebranego za księdza. Po wybiciu północy, w Środę Popielcową, zapustny kaznodzieja wygłaszał mowę pożegnalną, czasami mającą formę mowy pogrzebowej nad Mięsopustem - przemowa ta miała rozbawić oraz zainteresować i najczęściej polegała na improwizowanym wystąpieniu. Tak oto kończyły się kolejne ostatki i rozpoczął trwający czterdzieści dni post poprzedzający święto Wielkiej Nocy.
Dzisiejsze kuligi nie są tak hermetyczne jak niegdyś, choć ich pierwotna forma została znacząco uszczuplona. Nie ma się co dziwić, kuligi były domeną wyższych warstw społecznych, głównie szlachty, a wraz z końcem stanu szlacheckiego nastąpił zmierzch tradycyjnej formy kuligów. Poza tym z praktycznych względów we współczesnym betonowym świecie wyprawy takie są utrudnione – niegdysiejsze ośnieżone wiejskie drogi stanowiły świetną bazę pod zimowe wyprawy. Mimo to kuligi organizowane przez wiejskie ośrodki kultury, biura turystyczne, gospodarstwa agroturystyczne, a nawet muzea regionalne cieszą się dużą popularnością w okresie świąt i ferii zimowych. Choć nie wyglądają tak jak kiedyś, nie zatraciły swojego zabawowego charakteru.
Tekst: J. Peregończuk
Bibliografia:
Chojecki J., Kulig czyli Polskie zapusty, Warszawa 2001.
Dudzik W., Karnawały w kulturze, Warszawa 2005.
Gołębiowski Ł., Gry i zabawy różnych stanów, Warszawa 1831.
Ogrodowska B., Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce, Warszawa 2001.
Witwińska M., Kuligiem przez trzy stulecia, Warszawa 1961.