Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego – najważniejsze, najstarsze i najbardziej uroczyście obchodzone święto chrześcijańskie. W polskiej tradycji Wielkanoc i zwyczaje z nią związane wyrażają radość nieustannie odradzającego się życia. Idealnie odzwierciedla to pora roku, w której jest obchodzona. Wielkanoc jest zarazem czasem głębokich przeżyć religijnych.
Wiosenna aura, odradzająca się przyroda, rodzinne spotkania przy suto zastawionych stołach i przede wszystkim pamiątka triumfu zmartwychwstałego Chrystusa – wszystko to splata się w harmonijną radosną całość. W ciągu stuleci dużo się zmieniło, jednak obchody tych najważniejszych świąt w roku pozostają w wielu aspektach ciągle podobne.
Dawniej już o północy, a od XX wieku o świcie, uroczystą mszą świętą rozpoczynało się wielkanocne świętowanie. Rezurekcja z procesją z Przenajświętszym Sakramentem wyniesionym z grobu Pańskiego otwierała ten niezwykle uroczysty i pełen radości dzień. Zgodnie z tradycją i wiarą stanowiła najważniejszy moment obchodach świąt wielkanocnych. Polskie kościoły były zwykle przepełnione, tłumy wiernych uczestniczyły w nabożeństwie, jak mówi jedno z przysłów: w Wielkanoc najgorsza ciura idzie do kościoła.
Zgodnie ze zwyczajem panującym na wielu dawnych polskich wsiach po powrocie z rezurekcji gospodarz obchodził całą zagrodę i kropił ją święconą wodą. Dopiero później można było przystąpić do ceremoniału spożywania wielkanocnego śniadania zwanego święconym. W ucztowaniu uczestniczyła najbliższa rodzina, krewni i przyjaciele.
Rozpoczynano posiłek od dzielenia się rozkrojonym jajem. Każdy brał jedną jego część i składał współbiesiadnikom życzenia, aby w zdrowiu i pomyślności dozwolił Bóg doczekać następnej Wielkanocy.
Panowało przekonanie, że święcone trzeba zjeść całe, by przez kolejny rok był w domu dobrobyt i niczego nie brakowało. A stanowiło to nie lada wyzwanie, bo stoły były nadzwyczaj suto zastawiane. Należy wspomnieć, że jeszcze w okresie międzywojennym święcono wszelkie potrawy, które miały się pojawić na wielkanocnym śniadaniu. Dopiero później zrezygnowano ze święcenia w Wielką Sobotę wszystkiego czym mieli zajadać się uczestnicy niedzielnej uczty, na rzecz niewielkich ilości pożywienia. Każda z potraw miała swoje symboliczne znaczenie: jaja to życie i płodność; chrzan utożsamiano z cierpieniem; sól to oznaka trwałości, ochrony przed zepsuciem; chleb od wieków był najważniejszym pokarmem w naszej kulturze, a przede wszystkim to ciało Chrystusa; babka stanowiła symbol dostatku, oznaczała też wysokie zdolności gospodyni; kiełbasa, mięsa i wędliny to znaki dobrobytu. Długo święcono pokarmy w domach. Najczęściej mieszkańcy wsi nieśli jadło do najbogatszych sąsiadów mających w swych domach obszerne świetlice i oczekiwali razem na księdza. Niewielkie ilości potraw układano na talerzu, w koszu, czy wcześniej w niecce. A po II wojnie światowej w wiklinowym koszyku, który zanoszono już do kościoła.
Śniadanie wielkanocne składało się przede wszystkim z barszczu białego ze święconym jajkiem, kiełbasą i koniecznie z chrzanem. Było niezwykle obfite. Bogactwo stołu zależało od stanu, zamożności, domowych zasobów. Obok barszczu i jaj królowało na nim najróżniejsze mięso i wędliny, wiele rodzajów ciast, bab, mazurków i serników. Te potrawy pojawiały się w szlacheckich dworach i u bogatszych mieszczan, ale i w chłopskich domach także starano się na Wielkanoc dobrze zaopatrzyć dom i stół świąteczny. Potrawy serwowane w dniu Zmartwychwstania Pańskiego były głównie podawane na zimno. Żurek czy inne nieliczne gorące dania przyrządzano wcześniej, a podczas uroczystego śniadania jedynie je odgrzewano. Uważano że, podczas Wielkanocy nie należy rozpalać dużego ognia pod kuchnią, gotować, wykonywać większych prac domowych czy gospodarskich. Śniadanie wielkanocne nazywano zatem śniadaniem lub obiadem „bez dymu” lub mówiono, że gotuje się je „przy jednym dymie”.
Najważniejszym bohaterem wielkanocnej uczty był oczywiście baranek – symbol zmartwychwstałego Jezusa i wiecznie odradzającego się życia. Nazywany w Polsce od XVII w. Agnuskiem. Najczęściej przyozdobiony był czerwoną chorągiewką i ustawiony na łączce z młodej rzeżuchy lub wschodzącego owsa. Król stołu wyrabiany był z ciasta, masła, a nawet z wosku, później tak jak dziś, z cukru.
Nie dość, że należało zjeść całe święcone, to trzeba było pamiętać, że wszelkie resztki nie mogły się zmarnować. Zgodnie z zasadą, że grzechem jest wyrzucić co święcone, skorupki jaj, kości czy gałązki zdobiące koszyczki powinny być odpowiednio spożytkowane. Zatem starano się wszystko wykorzystać jak należy. Tak na przykład kości z poświęconego mięsa dawano kotom i psom, żeby chronić zwierzęta przed wścieklizną. Natomiast skorupki jaj rozsypywano wokół mieszkań, by nie dochodziło do nieszczęść lub rozrzucano je po kątach izby, komory i sieni. Miały dzięki temu chronić domostwo przed myszami i szczurami oraz zapewnić bogactwo plonów. Skorupek dodawano też do sadzonych ziemniaków zaklinając ich urodzaj, a także dawano kurom, by dobrze się chowały i niosły dużo jajek. Natomiast do dziś na wielu wsiach istnieje przekonanie, że trzeba pilnować kur, by nie zjadły okruchów pozostałych ze święconki, bo zamiast składać jaja będą cały rok piały.
Współczesne polskie śniadanie wielkanocne, choć nie tak wystawne jak w przeszłości, zachowało swój uroczysty charakter. Nadal rozpoczynamy je dzieląc się święconym jajkiem, składamy sobie życzenia. Do dziś Wielkanoc kojarzy się z doskonałym jedzeniem na suto zastawionym stole i rodzinnym spotkaniem pełnym ciepła i radości.
Bibliografia
- Zadrożyńska, Powtarzać czas początku, cz. 1. Warszawa 1985.
- Baranowski, Życie codzienne wsi między Wartą a Pilicą w XIX wieku, Warszawa 1969.
- Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2004.
- Ogrodowska, Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce, Warszawa 2001.
- Frankowski, Kalendarz obrzędowy ludu polskiego, Warszawa 1928.
Wywiady z badań terenowych, Archiwum Działu Kultury Wsi, Muzeum Wsi Radomskiej.
- Gloger, Encyklopedia staropolska, Warszawa 1903.