Wigilia, (z łac. „vigiliare” – czuwać, „vigilia” – czuwanie nocne) to dzień, poprzedzający najważniejsze święta doroczne, ale przede wszystkim kojarzy się z uroczystą wieczerzą, która otwiera świąteczny czas Bożego Narodzenia.
Niegdyś z tym dniem związanych było wiele różnych wróżb i przesądów. Wierzono, że w wigilijny wieczór woda w rzekach, potokach i źródłach zamienia się w złoto i srebro, a w studniach w miód i wino, które mogą dostrzec tylko niewinni i szczęśliwi. Mawiano też, że myśliwy, który upolował coś w Wigilię, to w ciągu roku również nie wróci z niego z pustymi rękami. Dlatego wczesny, wigilijny poranek rozpoczynał się polowaniem, co miało zapewnić szczęście przez cały nadchodzący rok. Łupem myśliwych padały przede wszystkim zające, ale także lisy, dziki, bażanty i kuropatwy. Po jego zakończeniu należała się wszystkim postna przekąska. Zawsze podawano też wódkę na rozgrzewkę. W polowaniach uczestniczyli także mali chłopcy, bo co ciekawe, wtedy broń była bardzo popularnym prezentem gwiazdkowym dla ziemiańskich synów. W Wigilię jadano wyłącznie postne posiłki. W porze południowej zamiast obiadu spożywano głównie śledzie, kartofle i pieczywo, a do picia podawano piwną polewkę.
Do uroczystej wieczerzy wigilijnej najczęściej nakrywano w jadalni. Przeznaczano na ten cel najlepszą zastawę. Stół ozdabiano także na wiele sposobów, m.in. przy użyciu gałązek choinki lub jałowca oraz świeczek. Jadano z najdroższej, specjalnie przechowywanej na tę okazję zastawy, zazwyczaj srebrnej z wygrawerowanym herbem rodu. Do jedzenia zawsze używano różnych kompletów sztućców. W tym czasie, kiedy służba czyniła ostatnie przygotowania do kolacji wigilijnej, strojąc jadalnię i pilnując, by wszystkie potrawy były przygotowane na czas, mieszkańcy dworu przebierali się w odświętne stroje i wypatrywali pierwszej gwiazdki. Wraz z jej pojawieniem się cała rodzina oraz zaproszeni goście zasiadali do stołu. Starano się aby w wieczerzy uczestniczyła parzysta ilość osób, gdyż zgodnie ze starym wierzeniem nieparzysta liczba zwiastowała śmierć kogoś z domowników w następnym roku. W majątkach ziemiańskich kultywowano również niektóre zwyczaje chłopskie. W kątach jadalni, gdzie ucztowano ustawiano snopki niezmłóconego zboża, które symbolizowały urodzaj, a tym samym upodobniały to pomieszczenie do szopki betlejemskiej. Sianem pokrywano także stół, który przystrajano białym, lnianym obrusem. Układanie siana pod obrus nawiązywało do warunków w jakich przyszedł na świat Chrystus, narodzony w szopce betlejemskiej. Młodzi zaś upatrywali w tym zwyczaju pewną zabawę i wyciągając wybrane źdźbło siana, wróżyli sobie np. szczęście, długość życia albo kiedy zawrą związek małżeński.
Po przełamaniu się opłatkiem i złożeniu sobie życzeń, można było rozpocząć uroczystą kolację. W postnym wigilijnym menu nie mogło zabraknąć karpia, jednakże ziemiaństwo preferowało nieco szlachetniejsze gatunki. Przeważały ryby z lokalnych jezior, tj. szczupaki, okonie, sandacze czy liny. Przygotowywano od siedmiu do dwunastu potraw, czasami było ich jednak więcej, a zależało to przede wszystkim od zamożności danej rodziny. Najczęściej ilość serwowanych przysmaków odnosiła się do liczby Apostołów, uczniów Chrystusa, a także liczby miesięcy w roku.
Potrawy były różne, a ze względu na tradycję można wymienić pewne ich rodzaje, które na wigilijnym stole pojawiały się zawsze. W swych pamiętnikach, Julian Ursyn Niemcewicz tak oto zapisał: Wigilia Bożego Narodzenia była wielką uroczystością. Od świtu wychodzili dawni słudzy na ryby. (…) Dnia tego jednakowy po całej może Polsce był obiad. Trzy zupy, migdałowa z rodzynkami, barszcz z uszkami, grzybami i śledziem, kucja dla służących, krążki z chrzanem, karp do podlewy, szczupak z szafranem, placuszki z makiem i miodem, okonie z posiekanymi jajami i oliwą, itd.
Gdy posiłek dobiegał końca, całe towarzystwo przenosiło się do zamkniętego wcześniej na klucz salonu. Tam przy radosnych okrzykach dzieci i aromacie parzonej kawy oraz herbaty serwowanych z ciastem – piernikiem lub makowcem, wręczano prezenty. Zgodnie ze staropolskim obyczajem tego dnia wszyscy musieli być obdarowani, stąd służba domowa i stajenna także otrzymywała drobne podarunki. Wśród nich znajdowały się m.in. bakalie i elementy przyodziewku, tj. szaliki, rękawiczki, koszule, czy też materiał na suknie. Potem świąteczny wieczór upływał na wspólnym, radosnym kolędowaniu. Ktoś z zebranych zasiadał do fortepianu i zaczynał wygrywać kolędy, a najczęściej śpiewano „Cichą noc”, „W żłobie leży” i „Przybieżeli do Betlejem pasterze”. Jeszcze przed wyruszeniem na pasterkę właściciele majątku udawali się do swoich podwładnych, żeby podzielić się z nimi opłatkiem i złożyć sobie świąteczne życzenia.
Radosne pieśni obwieszczające narodziny Chrystusa śpiewano także na pasterce - uroczystej mszy świętej celebrowanej w Wigilię o północy. W przypadku zimowej aury do kościołów wierni udawali się saniami, co szczególnie podobało się dzieciom. Nie była to jednak spokojna podróż, a szaleńczy wyścig między ziemiańskimi zaprzęgami. Według tradycji ten, kto jako pierwszy przekroczył próg świątyni, nadchodzący rok miał spędzić w dostatku i urodzaju. W bardziej okazałych dworach, w których urządzono kaplicę dworską, posyłano po księdza proboszcza, który odprawiał nabożeństwo na miejscu.
Po pasterce kończył się post, stąd wielu dworzan nie czekało z jedzeniem przygotowanych mięsnych potraw do rana, tylko po powrocie z kościoła siadali za stołem. Jednakże prawdziwie świętowanie i ucztowanie rozpoczynało się w Boże Narodzenie. Przed samym południem odprawiana była uroczysta Suma, a po południu jechano na Nieszpory Bożego Narodzenia. W niektórych dworach z uwagi na „wolny dzień dla służby” spożywano wyłącznie zimne dania, ale w dużej liczbie i bardzo urozmaicone. Niemniej jednak na suto zastawionych stołach pełnych pieczeni, polędwic i pasztetów nie mogło zabraknąć także kaszanki, różnego rodzaju kiełbas i mrożonej wódki. Świąteczne dni spędzano na wspólnych spotkaniach i biesiadowaniu. Najczęściej pierwszy dzień Bożego Narodzenia upływał w atmosferze spokoju i odpoczynku w gronie rodzinnym lub w towarzystwie gości przybyłych z daleka tuż przed Wigilią. Dopiero następnego dnia, po mszy poświęconej św. Szczepanowi, podczas której święcono także owies na przyszłoroczne plony, rozpoczynał się czas świątecznych odwiedzin, wizyt i zabaw. Kolejne dni wypełniało także radosne kolędowanie. Po dworach, jak i chałupach wędrowali kolędnicy z żywą szopką, odgrywający biblijne sceny w zamian za drobne podarki (najczęściej żywność, różne smakołyki i datki pieniężne). Urządzano również kuligi nazywane „szlichtadami”, którymi jeżdżono od dworu do dworu, biesiadując i pustosząc przy tym ziemiańskie spiżarnie.
Niezwykły czas Świąt Godnych realizował się w niecodziennej przestrzeni, a wspomniane zwyczaje przetrwały dzięki ostoi polskiej kultury, jaką był ziemiański dworek. Czas w nim zdawał się płynąć swoim nieprzerwanym rytmem, a okres świąteczny był celebrowany w szczególny sposób. Można by rzec, że wcale nie tak różny od wielu naszych dzisiejszych zwyczajów.
Bibliografia
Dziedzictwo. Ziemianie polscy i ich udział w życiu narodu, pod red. T. Chrzanowskiego, Kraków 1995.
Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych, pod red. A. Chwalby, Warszawa 2006.
Gloger Z., Encyklopedia staropolska ilustrowana, T. IV, Warszawa 1903.
Kowecka E., W salonie i w kuchni. Opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w., Warszawa 1989.
Łozińska M., W ziemiańskim dworze - codzienność, obyczaje, święta, zabawy, Warszawa 2010.
Pruszak T., A., O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy, Warszawa 2011.
Szczerbińska B., O znaczeniu tradycji, czyli Boże Narodzenie i Wielkanoc w ziemiańskich dworach w Łomżyńskiem na przełomie XIX i XX wieku, [w:] Studia Łomżyńskie, T. XIX, Łomża 2008.
Magdalena Grosiak