Zamknij

Wigilia u wiejskiej wdowy.

Wigilia u wiejskiej wdowy.

Literackie ujęcie Bożego Narodzenia na podstawie opowiadania "Gody" Mariana Pilota

Sposoby dawnego świętowania można poznać nie tylko ze źródeł i opracowań etnograficznych, z filmów osadzonych w wiejskiej scenerii czy dzięki rozmowom z osobami starszymi, wywodzącymi się ze wsi i pamiętającymi ludowe zwyczaje. Kontekst tradycyjnej obyczajowości jest zawarty także w polskiej literaturze beletrystycznej XIX–XX wieku. W wielu utworach fabularnych pisanych prozą są przedstawione sceny rodzajowe umiejscowione w krajobrazie kulturowym wsi, które, nawet mimo iż prawdopodobnie nie wydarzyły się lub przetworzono je na potrzeby literackie, budują pewne wyobrażenia o wiejskim życiu w czasie minionych dekad. Zresztą wielu autorów, od pozytywizmu do powojennego nurtu literatury prozy chłopskiej, wywodziło się ze wsi lub było jej bacznymi obserwatorami, co przełożyło się na treść ich dzieł. Nikt dziś chyba przecież nie podważa poznawczych wartości w utworach należących do klasyki literatury, jak Chłopi Władysława Stanisława Reymonta czy Konopielka Edwarda Redlińskiego. Aby więc poznać różne aspekty prowincjonalnego życia, warto sięgnąć po inne książki prozatorskie, gdyż często prezentują one sytuacje, które, zwłaszcza jeśli dotyczą czasów sprzed II wojny światowej, aktualnie już bardzo rzadko jesteśmy w stanie poznać poprzez źródła wywołane, czyli wywiady terenowe lub opowieści usłyszane podczas zwyczajnych rozmów.

Biorąc pod uwagę zbliżające się święta Bożego Narodzenia, jako jedną z dużego zbioru prozy, ukazującej dawne wiejskie realia, chciałem zaproponować sięgnięcie po utwór Gody, zawarty w wydanej w 2017 r. książce Niebotyki autorstwa Mariana Pilota[1]. Pilot tworzył już w czasach rozkwitu powojennej prozy chłopskiej w latach 60–70. Ciągle jednak wraca do czasów spędzonych na swej rodzinnej wsi Siedlików w Wielkopolsce. O tym, jak wielkie zmiany cywilizacyjno-krajobrazowe przeszła owa miejscowość, mówi sam w wywiadzie z Agnieszką Sowińską Piszę na chodzący: „Rozpoznaje pan dziś w Siedlikowie wieś swojego dzieciństwa? Nie ma żadnego porównania między tą wsią, którą opisuję w swojej ostatnio wydanej powieści »Niebotyki« a dzisiejszym osiedlem. Kiedyś to była niesłychanie licha, jak na wielkopolskie warunki, wieś, ludna, prawie 2000 mieszkańców, ale z małym drewnianym kościółkiem z drugiej połowy XVIII wieku, chałupy jeszcze w XX wieku pod słomianymi strzechami. Niemcy w czasie okupacji nadawali wszystkim okolicznym wsiom własne nazwy. A na Siedlików – piaseczki, pagóreczki, laseczki – nie mieli pomysłu i nazwali go Alte Hütte i już: Stare Budy. Ale Budy są malownicze, gaje, laski, jak się rzekło – dookoła bory i dziś tu już mało wsi, sprowadzili się i pobudowali swoje rezydencyjki wrocławianie, osiedlili się na emeryturze górnicy z niedalekiego Górnego Śląska, letniskowe domki. Mieszkają tu też urzędnicy z Ostrzeszowa, z Ostrowa Wielkopolskiego nawet, kaliszanie. Jak mało która wieś w Polsce mają też dawne Stare Budy swojego europosła, rdzennego siedlikowianina zresztą, Andrzeja Grzyba”[2]. Powyższe słowa można z powodzeniem odnieść do regionu radomskiego, gdzie zachodzą te same zjawiska: odchodzenie tradycyjnie gospodarujących starszych pokoleń czy burzenie starych drewnianych budynków i stawianie na ich miejscach nowoczesnych domów.

W Godach (będących staropolską nazwą bożonarodzeniowych świąt) podkreślony jest przedświąteczny, pełen napięcia nastrój i charakterystyczne dla chłopów uczucie oczekiwania na autentyczne przyjście na świat Zbawiciela: „Jezus Chrystus rodzi się. Zbliża się ta trwożna, pełna łaski i światłości chwila. Czas jeszcze, jednak już go na zbyciu bardzo wiele nie ma. Słońce żagwi się na nieboskłonie. Jaskrawy ogień bucha sponad czubów osnutych śniegiem i szronem jedlin i świerków. Ogni się niebo samo na rozległych połaciach. Słońce kłoni się już ku krawędzi widnokręgu. Uniósłszy dłonie, opuszkami palców wyczuwa się chłód zachodu i upadku świata. Słońce, ziemia, księżyce ciążą wszystkie ku nie rozbłysłej jeszcze gwieździe stajennej”. W ludowo-chrześcijańskich wierzeniach powstanie i trwanie świata było inaczej rozumiane od myślenia współczesnego, opartego na ustaleniach nauki i nacechowanego dużym stopniem racjonalizmu. Chłopi postrzegali Wigilię jako czas, kiedy diabelskie siły ciemności i zła walczą z Bożymi mocami niebiańskimi. Wcale nie było pewne, że nazajutrz, w pierwszy dzień świąt, świat będzie istniał, gdyż podziemne diabły i ich ziemscy pomocnicy w postaci czarowników i wiedźm mogli wygrać kosmiczne starcie, odbywające się w ciągu wigilijnego dnia. Gdyby Bóg ze świętymi i aniołami przegrał, wtedy świat przestałby istnieć – zniszczyłby dzieło Boże żądny zemsty Lucyfer ze swymi zastępami, za to że Bóg na początku istnienia świata skazał go za nieposłuszeństwo i pychę na przebywanie w podziemiach. Ludzie mieli w Wigilię obowiązek pomagać mocom światła poprzez śpiewanie kolęd i dzielenie się chlebem, co wzmacniało Boże zastępy. Znakiem wygranej, gwarantującym na jakiś czas dalsze trwanie kosmosu, był blask pierwszej gwiazdy widocznej na wieczornym niebie, co jednocześnie stanowiło sygnał, że można zasiąść do wigilijnej wieczerzy.

Bohaterką Godów jest Celina Pląder, samotna wdowa gospodarująca na dużym gospodarstwie. Musi sama dawać sobie radę ze wszystkimi obowiązkami, które w normalnych warunkach są rozdzielone na innych członków rodziny. Jej postać, potrzeby i nastawienie do rzeczywistości są przedstawione w następujący sposób: „Na głowie ma – bo mrozy trzaskające stoją – czapkę pilotkę po nieboszczycy siostrze, na sobie okręconą rzemieniem fufaję po nieboszczyku Plądrze,, ma na nogach wymoszczone świeżą słomą nieboszczykowe plądrowe gumiaki; nogawice za to u Pląderki swoje […] Plądercela stoi u proga swojej zagrody z założonymi na piersiach czarnymi gołymi rękami i bez zmrużenia oka patrzy prosto w żarzące się ponad borem słońce. Wypatruje, wykukuje. Bóg się tej nocy rodzi. Plądercelina wiernie jak w pacierzu wierzy w Boga niezrodzonego jeszcze i pokłada w nim swoje nadzieje. W najgłębszej skrytości ducha swego modli się, błaga, bluźni i zaklina świętości, wołając człeka, anioła, czorta, bestię, wilkołaka, niechaj swoją stopą przetrze zasypaną przez grube zawalne śniegi ścieżkę; niech nałupie drewek, naciupie łuczywek; natnie sieczki i utłucze maku; rozkuje studnię, wniesie do izby wiadro świeżej wody”. Na domiar złego kobieta starzeje się i ma coraz gorsze zdrowie: „A ja sama, Plądercela, ja. Ja przez całe swoje życie takiem miała zdrowie, że jak kamień albo i samo żelazo: to czego doktory mnie teraz karetkami ratować jeżdżą? Na ziemi ledwo strużynka jabłka, a ja na niej nie dość, że pozwichała nogi, to i głowę potrzaskała sobie”. Zastanawiając się nad sobą, samotna gospodyni ma coraz gorszy nastrój, jednak przy nadziei trzymają ją właśnie zbliżające się narodziny Dzieciątka Jezus i odchodzący rok, z którym może odejdą nawarstwione, na pozór nierozwiązywalne problemy: „Tak bieduje Plądercela, płacze; zaczem się pociesza, mówi: – Bogu dzięka, ma się na Gody, na rok nowy… – A kiedy zacichnie, świat dokoła zacichnie w ślad za nią. Stare drzewa w sadzie staną nieruchomo, niebiańsko białe w olśniewającym świetle idącego ku zachodowi słońca. Struga Jaraszowiecka, skuta lodem aż do gruntu, nie pluśnie, nie zadudni. W boru świerki stoją w szadzi, w szronie. Cicho. Dusza pokutująca nawet nie woła, podnosić nie musi w świętym dniu wigilii larum. Trwa w ciszy dom Plądrów”.

Do chaty przybywa narrator opowiadania, młody pomocnik podający dłoń we wdowiej niedoli. Mimo samotności, kobieta czuje w sobie wyuczony przekazywanym obyczajem obowiązek pełnego przygotowania się do wigilijnej biesiady, tak jakby spędzała ją w gronie wielopokoleniowej rodziny: „Pludercelina zawzięcie ściga się z nazbyt szybko umykającym dniem, dokłada do pieca drewek, ażeby Boże broń nie cofnął się z komina cug i dało się na czas uwarzyć wszystkie dwanaście potraw, jedne z nich już pyrcą się na blasze, inne w brytfankach, na miskach i półmiskach tłoczą się na stole, pośrodku którego czerwona donica, w donicy mak, w kopczyk maku wetknięta kopystka, uciera Pląderka mak., wałkuje też tymczasem na stolnicy ciasto, że zaś trzeba pyrki trzeć na tarte kluski, wpycha mi w garść donicę i kopyść, siadłszy na taborku pod oknem, staram się mak w makutrze młócić równie prędko, jak kucharka, fryga, hula wokół stołu. Chrzęści gnieciony kopystką mak, plaska wałkowane przez gospodynię ciasto, ogień w piecu trzeszczy, wielka cisza jaraszowieckiego ustronia wchłania te dźwięki i cicho jest jak makiem siał, i wiadomo jest, że na wielkich przestrzeniach i przestworzach dookolnych ta sama dzwonna cisza. W ciszy cicho mieląc kopyścią w donicy, wspominam duszę pokutującą Pląderajana. Milczy ona także. Mówię do Pląderki z cicha: Ani tu u was psa. Kota. Na odludzie tym. Za wsią. Pląderka odwraca ku mnie oczy. – Ja, biedna wdowa? – zadziwia się. – Czy to stać mnie na to, żeby paść takie stworzenie. Czy bym nastarczyła. Pies jednak (powiedziałem) samym szczekaniem człowiekowi życie dość umila. Kot grzeje nogi”. Na to wdowa odpowiada, że „[…] byle brek zeżre tyle, co i prosię, jak nie drugie tyle”. Tymczasem w izbie robił się coraz bardziej świąteczny klimat: „Odurzająca woń makowego zacieru biła w nozdrza i zawracała mi głowę coraz silniej”.

Zajmując się kuchnią, wdowa nie zapomniała o innych obowiązkach: „Siłę ma – rzekła po chwili, trojąc mi z nagła. – Do sieczki rżnięcia nadać się może – orzekła, lustrując mnie spode łba. – Niech odetchnie ino – i podsunęła mi Pluderka miednicę. W miednicy tej całą ławicą moczą się solone śledzie: – Na masz, ostudź się. Patroszę śledzie, Pluderka trze pyrki, mruży oczy przed wpadającym do izby wielkim czerwonym słońcem, rozważa: – Która też zaświeci nam dzisiaj gwiazda?”. Kończący się dzień nie oznaczał końca wigilijnych przygotowań, gdyż tego dnia pamiętano, by podczas obrządku przy zwierzętach hodowlanych dać  im do zjedzenia lepszą paszę. W tym celu rżnięto sieczkę, którą kładziono również na wigilijnym stole. Należało naciąć więcej sieczki i narąbać drewna na opał, gdyż przez święta nie można było hałasować i wykonywać cięższych robót gospodarczych: „–Hoohola – woła wtedy, bo spostrzega, że pyrki na kluski tarte już są utarte, a ona siedzi z założonymi rękami i baje baje; mlecze z mlecznych śledzi tak samo są wydarte: więc woła na gwałt Pląderka, żeby ruszać się, bo choć dużo roboty żeśmy już uskromili, to szmat jej wielki ostał się jeszcze nie uskromiony. Mak utarty, pyrki starte, śledzie opitwaszone, sieczki zaś niema ani na ząb, sieczka nienarżnięta. Ona jedna tylko gospodyni w głowie, sieczkasieczka jazgocze nad moją głową i jak fryga skacze od sąsieka do sąsieka, do stojącej pośrodku gumna sieczkarni pcha zgarstki słomy i siana… Ja tymczasem szykowałem się. Dłonią wygładzałem ostrza dwu wielkich gilotynowych noży, przyśrubowanych do koła zamachowego. Sieczkarnia staroświecka, jak świat stara. Jej gilotyny natomiast jak kosy ostre… kosy świeżo naostrzone zgoła? Pląder pokutujący czy by miał może za pokutę ostrzyć je i szlifować? Obiema rękami ująłem korbę. Nacisnąłem. Koło zamachowe drgnęło… skrzypnęło, poruszyło się… na łeb na szyję pojechało. Dzwoniło i klekotało. Sieczkarnia wierzgnęła, niczym przebudzona z nagła. Podskoczyła. Opadła na cztery łapy, brzęcząc. Skakała po gumnisku. Musiała dopiero Pląderka nawalić do lady słomy i siana. I ująwszy maszynę za tylne nogi, zaprzeć się mocno. Ja tymczasem co sił kręciłem kołem. Kłęby sieczki poczęły bryzgać na wszystkie strony. Sieczkowy pył momentalnie zatabaczył mi nozdrza. A kiedy, napierając na korbę, pochylałem się, zza kołnierza wysypywały mi się całymi garściami twarde jak suchy groch drobinki sieczki. Też sieczką zapachniało”.

Opowiadanie Pilota rozwija się dalej, przydając nowe motywy. Wystarczy jednak powyższych cytatów, by wyobrazić sobie dawną wieś w czasie prawdziwej, długiej, śnieżno-mroźnej zimy, jakiej coraz rzadziej mamy w ostatnich czasach możliwość zażyć. Można pomyśleć o trudnej sytuacji życiowej samotnej, starzejącej się, schorowanej wdowy, która musi utrzymać upadające siłą rzeczy gospodarstwo. Peerelowskie realia powodowały zmiany cywilizacyjno-techniczne i na wsiach, więc od pewnego czasu nawet na zapadłych przysiółkach można było liczyć na przyjazd karetki pogotowia, przez co ludzie mieli już lepiej, niż jeszcze jedno-dwa pokolenia wstecz. A o wypadek lub chorobę w ciężkich wiejskich warunkach, wymuszających ciągłą ciężką pracę, nie było trudno. Choroba, a co gorsza kalectwo, niejednokrotnie oznaczało katastrofę, bowiem brak nawet jednej pary rąk potrzebnej do pracy mógł sprawić, że rodzina nie da sobie rady z prowadzeniem gospodarstwa.

Siadając do Wigilii w rodzinnym gronie, w ciepłych bezpiecznych domach posiadających wszelkie udogodnienia, pomyślmy czasem o mieszkańcach wsi. Przecież jeszcze nie tak dawno, raptem kilkadziesiąt lat temu, wiedli oni, patrząc z dzisiejszej perspektywy, surowe, pełne niewygód życie, zależne w dużej mierze od kaprysów przyrody. Dlatego też, choć nie jest to ostateczny determinant, społeczności wiejskie tak mocno i autentycznie zwrócone były w stronę religii, będącej jedną z podstawowych wartości chłopskich, także w obecnych czasach.

W Muzeum Wsi Radomskiej, poprzez aranżacje wnętrz zabytkowych obiektów, przybliżamy dawne świętowanie Bożego Narodzenia. Spośród chałup, cechujących się różnym stopniem zamożności, warto zwrócić uwagę na chałupę biedniaczą z Bartodziejów[3], co pozwoli lepiej wyobrazić sobie warunki socjalno-bytowe bohaterki Godów. W biedniaczej mieszkała samotna kobieta, nie posiadająca ziemi. Utrzymywała się z pracy najemnej na polach innych gospodarzy, przędła i tkała, pilnowała dzieci. Jak smutne, pełne obaw o dalszy los i modlitw o jego polepszenie, mogły być jej Wigilie w tej mikroskopijnej jednoizbowej i jednookiennej chałupce przerobionej z dawnego spichlerza… Tym bardziej doceńmy to, co mamy, bo nawet skromne i niewielkie mieszkanie[4] z klasycznie zastawionym wigilijnymi potrawami stołem, dla tamtych biednych i utrudzonych niełatwymi realiami ludzi byłoby niewyobrażalnym luksusem i rarytasem. Często też, zwłaszcza na przednówku trwającym przez znaczną część wiosny, mieszkańcy wsi cierpieli głód. W chłopskiej kulturze, nie tylko wśród najbiedniejszych, nie do pomyślenia było też marnowanie jedzenia, jego wyrzucanie z powodu niewłaściwego gospodarowania produktami spożywczymi. Zła sytuacja ekonomiczna oraz nieposiadanie wartościowego majątku, którym można było rozporządzać, powodowały brak podstawowych dóbr materialnych niezbędnych do w miarę normalnej egzystencji.

Mając na uwadze wymienione niedogodności wiejskiego życia, może wystarczy, jeśli podczas łamania się opłatkiem będziemy życzyć sobie tego, co najważniejsze, a co w naszej tradycji tak polskie i jednocześnie ludowe – zdrowia i wszystkiego dobrego.

[1] Marian Pilot, Gody, w: Niebotyki, Kraków 2017, s. 289–364.

[2]Piszę na chodzący, Rozmowa z Marianem Pilotem,

 https://www.dwutygodnik.com/artykul/7056-pisze-na-chodzacy.html, dostęp: 10.12.2021 r.

[3] Chałupa „biedniacza” z Bartodziejów, https://www.muzeum-radom.pl/wystawy-stale/chalupa-biedniacza-z-bartodziejow/1078,, dostęp: 10.12.2021 r.

[4] Z wodą, światłem i gazem – jak „przechwalał się” swym domkiem stojącym na przedmieściu Wesoły Romek                            w filmie Miś z 1980 r. w reżyserii Stanisława Barei.

×

Drogi Użytkowniku!

Administratorem Twoich danych jest Muzeum Wsi Radomskiej z siedzibą przy ulicy Szydłowieckiej 30 w Radomiu, zarejestrowanym w Rejestrze Instytucji Kultury prowadzonym przez Samorząd Województwa Mazowieckiego pod numerem RIK/21/99 NIP 796-007-85-07.   Nasz e-mail to  muzeumwsi@muzeum-radom.pl, a numer telefonu 48 332 92 81. Z Inspektorem Ochrony Danych (IOD) skontaktujesz się mailem iod@rodo-radom.pl

Co do zasady Twoje dane zbieramy wyłącznie w celach związanych ze statutowymi zadaniami MUZEUM. Przetwarzamy Twoje dane zgodnie z prawem: w przypadku gdy przetwarzanie jest niezbędne do wypełnienia obowiązku prawnego ciążącego na nas jako administratorze, wykonania umowy oraz gdy przetwarzanie jest niezbędne do wykonania zadania realizowanego w interesie publicznym. Zawsze prosimy Cię o podanie tylko takiego zakresu danych, jaki jest niezbędny do realizacji naszych celów:

gromadzenie zabytków w statutowo określonym zakresie; katalogowanie i naukowe opracowywanie zgromadzonych zbiorów; przechowywanie gromadzonych zabytków, w warunkach zapewniających im właściwy stan zachowania i bezpieczeństwo, oraz magazynowanie ich w sposób dostępny do celów naukowych; zabezpieczanie i konserwację zbiorów oraz, w miarę możliwości, zabezpieczanie zabytków archeologicznych nieruchomych oraz innych nieruchomych obiektów kultury materialnej i przyrody; urządzanie wystaw stałych i czasowych; organizowanie badań i ekspedycji naukowych, w tym archeologicznych; prowadzenie działalności edukacyjnej; popieranie i prowadzenie działalności artystycznej i upowszechniającej kulturę; udostępnianie zbiorów do celów edukacyjnych i naukowych; zapewnianie właściwych warunków zwiedzania oraz korzystania ze zbiorów i zgromadzonych informacji; prowadzenie działalności wydawniczej, prowadzenie strony www, w tym zakresie serwisów, które poprawiają jakość naszej pracy i poziom oferowanych usług.  

W trosce o bezpieczeństwo zasobów Muzeum informujemy Cię, że będziemy monitorować siedzibę Muzeum z poszanowaniem Twojej ochrony do prywatności. W tym wypadku będziemy działać w oparciu o przepisy prawa i w celu wykonania zadania realizowanego w interesie publicznym.

Nie będziemy przekazywać Twoich danych poza Polskę, ale możemy udostępnić je podmiotom, które wspierają nas wypełnianiu naszych zadań. Działamy w tym przypadku w celu wypełnienia obowiązków prawnych, które na nas spoczywają oraz w związku z wykonaniem zadań realizowanych w interesie publicznym.

Twoje dane będziemy przetwarzać w oparciu o przepisy prawa obowiązujące w naszym kraju, tak długo, jak przetwarzanie jest  niezbędne do wypełnienia obowiązku prawnego ciążącego na nas jako administratorze; także w związku z realizacją zadań publicznych oraz do momentu ustania przetwarzania w celach planowania związanego z organizacją funkcjonowania Muzeum.

Przysługuje Ci prawo do żądania dostępu do swoich danych osobowych, ich sprostowania, ograniczenia przetwarzania oraz, w zależności od podstawy przetwarzania danych osobowych, także prawo do wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania oraz prawo do ich przenoszenia i usunięcia.

Jeżeli przetwarzanie danych odbywa się na podstawie zgody, masz prawo do cofnięcia tej zgody w dowolnym momencie, jednak bez wpływu na zgodność z prawem przetwarzania, którego dokonano na podstawie zgody przed jej cofnięciem.

Przysługuje Ci również prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego, którym jest Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych, ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa, gdy uznasz, że przetwarzanie Twoich danych osobowych narusza przepisy prawa.

Podanie danych osobowych jest obligatoryjne w oparciu o przepisy prawa; w pozostałym zakresie dobrowolne, ale odmowa ich podania może uniemożliwić podjęcie współpracy, realizację umowy czy usługi.

Szczegółowe zasady ochrony Twojej prywatności znajdują się w naszej Polityce Prywatności i Polityce Cookies.

Administrator Danych Osobowych .