„Tłusty czwartek pączkami fetuje, a od Popielca ścisły post szykuje!”
Tłusty czwartek rozpoczyna ostatni, najbardziej szalony i kulminacyjny tydzień karnawału, w którym dawniej urządzane były huczne zabawy i sute biesiady. Te ostatnie dni często zwano „kusymi dniami”, kusakami, mięsopustem lub po prostu Ostatkami. Żegnano wtedy obfite i tłuste jedzenie, żegnano zabawę i swawole – nadchodził czas czterdziestodniowego postu dla ciała i duszy.
Na wyznaczenie ram czasowych karnawału w Europie mogły mieć wpływ względy ekonomiczne, na które wskazuje niemiecki antropolog, Werner Mezger. Według niego, pierwotnie objadanie się w czasie karnawału ograniczone było jedynie do wieczora poprzedzającego rozpoczęcie Wielkiego Postu. Do dzisiaj ostatni wtorek karnawału w nazywany jest w krajach romańskich Tłustym Wtorkiem (fr. Mardi Gras). Stopniowo dołączono do karnawału drugi dzień - poniedziałek. Ponieważ przedłużenie karnawału wymagało większych przygotowań kulinarnych, a w niedzielę nie można było pracować, to szlachtowanie i pieczenie ciast przeniesiono na sobotę. Z czasem zdano sobie sprawę, że taka sytuacja również nie była korzystna, gdyż czas wykonywania sobotnich obowiązków ograniczał się do godzin popołudniowych – druga część dnia stanowiła duchowe przygotowanie do nadchodzącej niedzieli. Piątek z kolei obłożony był przez cały rok zaleceniem ascezy, na pamiątkę Męki Chrystusa, dlatego gotowanie, pieczenie i szlachtowanie było w ten dzień zakazane. Przygotowania zatem trzeba było przenieść na czwartek. Dzień ten przyjął się powszechnie, potem zaczęto go nazywać tłustym i obok poniedziałku i wtorku stał się jednym z najważniejszych dni karnawału.
Zwyczajowo w Tłusty Czwartek zajadano się słodkimi wypiekami smażonymi na głębokim tłuszczu – pączkami, racuchami, placuszkami i chrustami, czyli faworkami. Zanim jednak puszyste i słodkie pączki zagościły w naszych sercach, popularne były ciężkie, bo zrobione z ciasta chlebowego, nadziewane skwarkami pączki „na słono”. Oprócz tego zajadano się tłustymi potrawami, np. okraszoną kapustą i kaszą czy mięsem, gdyż staropolski zwyczaj nakazywał zjeść tyle tłustych potraw, ile razy kot machnął ogonem w ciągu jednego dnia. Słodkie wypieki karnawałowe zyskały popularność dopiero w XVI wieku, a już w XVII i XVIII wieku wiele warszawskich cukierni specjalizowało się w ich produkcji.
Tradycyjne pączki nadziane konfiturami do dzisiaj smażone są przez niektóre gospodynie w okresie karnawału. Przepisy na nie mogły być przekazywane z pokolenia na pokolenie, bądź zaczerpnięte z książek kucharskich, takich jak np. „Najnowsza kuchnia wytworna i gospodarska” Marty Norkowskiej z 1904 roku. Tak oto ponad sto lat temu robiono pączki:
„Funt mąki zaparzyć pół kwartą gorącego mleka i rozbijać aż ostygnie;
wlać 1/4 funta drożdży, rozczynionych w kwaterce letniego mleka i wsypać jeszcze funt mąki;
ciasto wymieszać kilka razy i odstawić, żeby podrosło.
Tymczasem 10-12 żółtek ubić z 1/2 funtem pudru, dodać łut tłuczonych nieobieranych gorzkich migdałów, 1/4 laski tłuczonej wanilii lub trochę tartej skórki cytrynowej;
żółtka ubić doskonale aż do białości, następnie je wlać do rozczynu, dosypać jeszcze pół funta lub więcej mąki, aby ciasto było gęste i wlać 1/2 funta sklarowanego masła, wyrabiając ciasto póki od ręki odstawać nie będzie, wreszcie postawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
Jak tylko ciasto wyrośnie, wyłożyć je na stolnicę, rozwałkować ręką długi wałek, a maczając w mące mały kieliszek, wyrzynać pączki, na które zaraz nakładać konfitur lub powideł, obrównać i pozostawić je aż podrosną. Smażąc, rzucać po kilka pączków na rozpaloną fryturę lub szmalec wieprzowy. Wyjmując je łyżką durszlakową, obsypać cukrem i układać na półmisku. Pączki parzone mają tę zaletę, że nie nasiąkają tłuszczem.”
Dziś coraz chętniej sięgamy po amerykańskie donuty, wszelkiego rodzaju dietetyczne pączki, wegańskie albo pieczone. Ale pączek pączkiem pozostanie i to jest najważniejsze, bowiem wedle jednego z przesądów, kto nie zje w ten dzień chociaż jednego pączka, temu nie będzie się w życiu wiodło, o czym mówi przysłowie:
„Kto w tłusty czwartek nie zje pączków kopy, temu myszy zjedzą pole i będzie miał pustki w stodole.”
I choć dzisiaj dla wielu z nas nie potrzeba pełnej stodoły, to po co ryzykować życiowego niepowodzenia, wstrzymując się od zjedzenia chociażby jednego pączka?
Autor: Jagoda Peregończuk