Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu zaprasza do zwiedzania aranżacji świąt Bożego Narodzenia prezentowanych we wnętrzach obiektów architektonicznych. Na ekspozycjach można obejrzeć jak w XIX-XX wieku urządzano Wigilię i kolejne sekwencje Dwunastnicy czyli czas do święta Trzech Króli.
Podczas czterotygodniowego Adwentu przygotowywano jedzenie - po świniobiciu wyroby mięsne, ale też ciasta. Robiono również ozdoby choinkowe. Wedle tradycji drzewko powinno być przyniesione i ubrane w dniu wigilijnej wieczerzy. Pierwotnie służyły do tego orzechy, rajskie jabłuszka i światy wykonane z opłatka. Później, gdy były już dostępne kolorowy papier i bibuła, zaczęto robić barwne baletnice, mikołaje, pajacyki, pawie oczka.
Po II wojnie wśród ozdób pojawiły się bombki – kule, muchomory, sople, łabędzie i inne. Choinki rozświetlały świeczki umieszczone w podstawkach przyczepianych do gałązek. Od osób starszych można jeszcze usłyszeć pełne dramaturgii opowieści o pożarach wywołanych od oświetlenia tego rodzaju. W różnych obiektach warto porównać świętowanie, uzależnione od poziomu materialnego gospodarzy. Inne bowiem było pod wiejską strzechą a inne pod gontowym dachem dworu. Sporządzano parzystą lub nieparzystą ilość potraw. Liczba parzysta symbolizowała pełnię dobrobytu i urodzaju, niepodlegającą zmniejszeniu w nadchodzącym roku. Nieparzystość zaś otwierała możliwości zwiększenia zamożności w najbliższej przyszłości.
Trzeba bowiem pamiętać, że nowy rok oznaczający pierwotnie powtórne narodziny świata, w polskiej kulturze zaczynał się właśnie w Wigilię, czego wyczekiwany znak stanowiła pierwsza gwiazda na niebie – sygnał do podzielenia opłatkiem i zasiadania do wieczerzy. Świąteczny nastrój wprowadzali kolędnicy. Ich przybycie było oczekiwane, gdyż zaklinało szczęście w życiu osobistym i w gospodarstwie na najbliższy czas. Dawniej chodzono z żywymi zwierzętami – koniem, bykiem, baranem, kozą. Później zastąpiono je przebraniami. Maszkary symbolizowały duchy przodków, od których zależał wzrost roślin, przychówek zwierząt hodowlanych i pomyślność rodziny. Mówią o tym słowa starych wiejskich kolęd, przypominające że strudzeni wędrowcy przybywają z dalekiej krainy. Przychodzili, by podzielić się dobrym słowem, mającym moc stwórczą, kreującą rzeczywistość. Dlatego też kolędników ugaszczano, częstując potrawami i alkoholem pomagającym uczestnikom obrzędu wczuć się w podniosły nastrój ich ważnych społecznych ról. Chociaż gwarne, chaotyczne i wesołe, kolędowanie nie było rodzajem zabawy, a poważnym zadaniem, od którego, jak wierzono w dużej mierze zależało powodzenie człowieka.
Tekst: Marcin Stańczuk