Środa Popielcowa wyznacza początek wiosennego cyklu świętowania i jest pierwszym z czterdziestu dni Wielkiego Postu, czyli okresu przygotowującego wiernych do uczestnictwa w Misterium Paschalnym Chrystusa. Nazwa święta nawiązuje do zwyczaju posypywania głowy popiołem.
Popiół już w okresie przedchrześcijańskim traktowany był jako znak żałoby – postrzegano go jako wyraz uniżenia się człowieka, symbol jego przemijalności. W tradycji hebrajskiej obrzęd posypania głowy oznaczał nawrócenie i wolę przemiany własnego życia. W Kościele pierwszych wieków popiół przeznaczony był dla osób publicznie odprawiających pokutę, dopiero później dołączyli do nich również inni wierzący. W XI wieku papież Urban II uczynił ten zwyczaj obowiązującym w całym kościele katolickim i postanowił, że popiół powinien pochodzić ze spalenia gałązek palmowych poświęconych podczas uroczystości w Niedzielę Palmową.
Współcześnie podczas Środowego nabożeństwa posypywanie głów wiernych popiołem zastępuje tradycyjny akt pokuty. Posypywanie popiołem zarówno kiedyś jak i dzisiaj ma nakłonić wiernych do pogłębionych rozmyślań nad swoim postępowaniem, gorliwszych modlitw oraz żalu za grzechy, umartwienia i postu.
Popielec jest przede wszystkim uroczystością kościelną i tak jest przez mieszkańców wsi traktowany, ale dzień ten wyznacza również kres zapustnych hulanek i swawoli. Jeszcze na początku zeszłego stulecia wiejskie zabawy karnawałowe nie milkły wraz z wybiciem północy, a stopniowo wyciszały przez całą Środę Popielcową.
Tego dnia powszechnie urządzano zabawę w „kłodę popielcową” w Radomskiem znaną pod nazwą „popielcowego klocka”. Panny i kawalerów, którzy pomimo stosownego wieku nie weszli w związek małżeński podczas karnawału, spotykały konsekwencje. Przewiązywano ich sznurem i wprzęgano do ciężkiego pnia, który musieli zaciągnąć do pobliskiej karczmy i wykupić się wódką. Zabawa ta ucieszną była tylko dla jednej ze stron, bowiem dla większości ofiar było to poniżające doświadczenie. Nieliczne tylko i bardzo młode dziewczęta z chęcią ciągnęły klocek, publicznie manifestując swoją przynależność do grona dorosłych, tym samym zwiększając swoje szanse na zamążpójście podczas kolejnego karnawału. Wleczenie za sobą pnia miało być zadośćuczynieniem za swobodę i brak obowiązków małżeńskich osób pozostających w stanie wolnym. Najczęściej jednak kłody przywiązywano na pośmiewisko i szyderstwo starych panien i kawalerów. Z czasem kłoda zmieniła formę i stała się niewielkim „klockiem” – do pleców niezamężnych ukradkiem przytwierdzano patyki, papiery, karykatury, łby śledzie lub końskie włosie.
Kolejną popularną rozrywką popielcową był tzw. „babski comber” połączony z tańcami zaklinającymi urodzaj. Bardziej doświadczone w małżeństwie gospodynie, niemal siłą i wśród śmiechów, zaciągały świeżo zamężne kobiety do karczmy. Młode mężatki musiały zapłacić okup, przy czym nieodzownie był to alkohol, i odtańczyć taniec „na len, na konopie. Tańce i pijatyka trwały w najlepsze i nikt będący w okolicy karczmy nie mógł zostać niezauważony. Podpite już kobiety zagradzały drogę przejezdnym i żeby wyjść z tego popielcowego porwania bez szwanku trzeba było uiścić stosowny haracz.
Powoli jednak z upływem dnia zabawy, tańce i żarty przycichały, ustępując wielkopostnej powadze. Albowiem w domu czekały już wyczyszczone z wszelkiego tłuszczu garnki oraz cienki i kwaśny barszcz, który miał stać się podstawową potrawą w jadłospisie przez następne czterdzieści dni.