2 lipca o godzinie 15.30 zapraszamy na wernisaż wystawy fotografii. Autor, Maciej Pawelec opowie nam o wędrówkach w poszukiwaniu zmian zachodzących w krajobrazie kulturowym polskiej wsi.
Portret świata pożegnalny
Jak sportretować świat, który żegna się z nami co wieczór i wita co świt?
Czy w ogóle żegnać się ze światem, który i bez naszego pożegnania odchodzi codziennie do Krainy Niepamięci?
Gdy mówimy: portret, najczęściej mamy na myśli obraz lub fotografię, przedstawiającą jakaś osobę. By był mocny, portretowany powinien patrzeć nam prosto w oczy. I takich portretów, uwieczniających kontakt wzrokowy fotografa ze spotkaną gdzieś podczas wędrówki czy podróży osobą jest na tej wystawie sporo. Nierzadko osoby te uśmiechają się do dopiero co poznanego pana naciskającego na spust migawki i... do nas.
Janusz Korczak uważał, że „Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat”. Skoro tak, to portret pożegnalny świata widzianego oczami i obiektywami przez Maćka Pawelca jest subiektywny, nostalgiczny, nastrojowy, ale też... radosny. Radosny radością towarzyszącą nam przy wracaniu myślami do naszego dzieciństwa i do naszego świata – bezpiecznego, oswojonego, bo dobrze znanego.
Świat Maćka ma więcej niż cztery strony, mimo iż obejmuje tylko dwa kontynenty. Ciągnie się od rodzinnych Maciejowic po daleką Syberię. I mimo iż konsekwentnie są to podróże na Wschód, pokazują nie tylko zmieniający się świat, ale też zmiany zachodzące podczas tych podróży w sposobie patrzenia i odczuwania fotografa.
W świecie tym panie najczęściej noszą chustki na głowach, a panowie – bez względu na wiek – czapki z daszkiem. Odkrywają głowy, ściskając nakrycie głowy w dłoni, gdy stają przy kapliczce lub gdy siedzą w swoich izdebkach – na małżeńskim łożu, z połowicą u boku. Za nimi wisi obowiązkowa makatka ścienna, a nad nią... święty obrazek, czuwający nad parą pozującą wędrującemu fotografowi do zdjęcia niczym nowożeńcy do portretu potrzebnego do wykonania monidła. Bo świat, w którym panowie zdejmują czapki i żegnają się, przechodząc obok kościoła, jest już pięknym, ujmującym wspomnieniem…
Kadry uchwycone we wnętrzach pokazują, że świat zastany został sportretowany uważnym okiem fotografa. Codzienność okazuje się tu nieprzypadkowa, zapiecek / przypiecek idealny dla kota, a piec jeszcze ciepły od gotowanych w garnkach potraw.
Nie zawsze jednak jest tak sielsko i „pańsko”. Bywa bowiem i tak, że zamiast garnka jest miska, w której gospodyni przygotowuje potrawę, siedząc w łóżku, w palcie i pod pierzyną. Towarzyszami takiej sjesty, wierniejszymi od psa, są... święci czuwający z wiszących nad łóżkiem obrazków.
Jednakże świat człowieka w perspektywie mikro, uchwycony obiektywem makro, byłby niepełny bez zwierząt – kota, psa, krów, koni, bociana, gęsi, kaczek i kóz. A że nic w takim świecie nie dzieje się przypadkiem, a święci czuwają nad spokojem i szczęśliwością ludzi, domostw i zwierząt, gniazdo z pisklętami można znaleźć i w leciwej kapliczce, tuż pod obrazkiem Matki Bożej Królowej i Jezusa Króla. Lokatorami kapliczek bywają bowiem nie tylko święci oprawieni w ramki obrazków, ale też ulepieni z gliny czy wyrzeźbieni w drewnie. Ci bardziej leciwi, tym cenniejsi dla niekoniecznie kupujących ich na aukcjach czy targach staroci, ale również zabierających ich z przydrożnych kapliczek kolekcjonerów.
Bo świat, w którym podnosi się z podłogi choćby najmniejszy okruch chleba, a z kapliczki czy cmentarza niczego nie wynosi, choćby w najlepszej wierze, już jakiś czas temu odszedł do lamusa.
Znaki wiary, w postaci kapliczek nadrzewnych, krzyży przydrożnych i sędziwych kościołów jeszcze z nami zostały. Na jak długo?... Czy za kilka lat będzie dla nas istotne, że krzyż prawosławny ma 6 końców, a słowiański 8?
Czy zobaczymy krowy, kąpiące się o świcie w rzece? Czy wypatrzymy na jakimś starym, drewnianym słupie izolacyjnym bocianie gniazdo?
Po czym poznać ten pradawny, choć tak niedawny świat? Po gromadkach dzieci, bawiących się w niemodnych już dziś ubraniach na podwórkach i wiejskich drogach. Po mieszkańcach kiedyś niewielkich, ale tętniących życiem, a dziś nierzadko wyludnionych miejscowości. Po tym, że kiedyś byli jedno, cieszyli się, smucili i pracowali razem, a dziś tak bardzo są osobno, co jeszcze bardziej widać na zdjęciach.
Podpowiedzią będą również imiona. Dziś rzadkie, a za moment wyparte przez nowinki zachodnie. Oczywiście jak każda moda, tak i ta na nadawanie dzieciom imion bohaterów popularnych filmów czy seriali, przeminie, ustępując miejsca tej na imiona tradycyjne, słowiańskie. Ale… zanim to się stanie, ileż upłynie nocy i dni? Ile razy świat się obudzi razem ze słońcem, by po codziennym, pracowitym dniu zasnąć przy świetle księżyca? Ile razy zatęsknimy za tym, co – jak się wydaje – bezpowrotnie minęło? Ile razy pożegnamy bliskich, sąsiadów, znajomych, nasze zwierzęta, plany i marzenia? I ile razy zrobimy miejsce „staremu”, gdy to, co nowsze, ładniejsze, lepsze po raz kolejny okaże się wrogiem dobrego?
Maciej Pawelec, a właściwie Maciej z Maciejowic, dusza nie człowiek, wydaje się być młodym człowiekiem ze starą duszą, która nie chciała iść ramię w ramię w marszu ku nowoczesności. Dlatego wygląda czasem jak człowiek z duszą na ramieniu i drzewem krzyża, przewieszonym przez ramię. To jego „niedopasowanie” do współczesnego świata powoduje, że szuka w nim choćby najmniejszych śladów i najdrobniejszych okruchów tego, co dawne, sprawdzone, dobre. Uwiecznia je nie tylko po to, żeby ocalić od zapomnienia, ale również dlatego, by mieć namacalne dowody na istnienie tego, co czasem wydaje się tak odwieczne, oczywiste i zwyczajne… Tak proste, że aż trudne czasami do zrozumienia i pozornie niewarte docenienia.
Aneta Abramowicz-Oleszczuk
Krótka opowieść o duszy
Nie znalazłszy sensowniejszego wyjścia z sytuacji, w jakiej się znalazłem, postanowiłem przyjść na ten Boży Świat z początkiem roku. Na świętej Agnieszki to było, która według porzekadła wypuszcza skowronka z mieszka. Lubię sobie wyobrażać tę małą ptaszynę, wzbijającą się do lotu w zimowy poranek, ponad rozległe, ośnieżone pola. Nacieszywszy się odzyskaną wolnością przysiada na ziemi, trzymając w dziobie niewielką przesyłkę odebraną w przestworzach. Na opakowaniu kilka informacji:
Made in Niebo
Produkt z wieczystą gwarancją
W razie konieczności utylizować wyłącznie w miejscu wyprodukowania
Adres odbiorcy
Dusze są jak komputery. Mogą być nowe, albo z drugiej ręki. Oczywiście po serwisie, z nowym oprogramowaniem. Ale wiadomo, jak system operacyjny jest przestarzały, to nie pohula. Taka też musiała mi się trafić.
W wielkim mieście nie wytrzymałem dłużej niż trzy dni pod rząd. Procesory przegrzewały się od nadmiaru informacji i zawieszały system. Do odblokowania potrzebowałem piania koguta i szumu wierzbowych liści przy piaszczystej drodze.
Świat w którym przyszło mi się narodzić, bo poczekał na mnie resztkami sił, był skomplikowany jak obieranie ziemniaków na pyzy.
W swojej prostocie przetrwał setki lat. Wydawać by się mogło, że tym uporczywym trwaniem zasłużył sobie na nieśmiertelność. Jednak ktoś zadecydował inaczej. Coś komuś nie pasowało i wymyślił nowoczesność. Wieś zmienia swoje obliczę. Obserwacja tych przemian to zjawisko fascynujące, ale tęsknota za tradycją nie pozwalała zaznać spokoju. Odnoszę wrażenie, że zostałem z ręką w nocniku bo nie nadążam. Ukojenie przynosi fotografia, "córka nowego".
Maciej z Maciejowic