„Przyleciały ptaki przez te rajskie krzaki, radujta się ludzie bo dzisiaj kusaki”. Ostatnie dni zapustne w Radomskiem.
Popularne dziś słowo karnawał niemal zupełnie zastąpiło staropolskie określenie zapusty. Znaczenie tych terminów uznać można za podobne, a rozróżnienia ich należy szukać w etymologii obu słów. Spolszczony wyraz karnawał swoim pochodzeniem nawiązuje do francuskiego carnaval oraz włoskiego carnevale, oznaczających obrzędowe pożegnanie mięsa przed rozpoczęciem Wielkiego Postu. W Polsce nazwa karnawał przyjęła się przede wszystkim w warstwach wyższych. W tradycji ludowej natomiast okres ten nazywano zapustami, a jego ostatnie, najbardziej szalone dni, mięsopustem, ostatkami, kusakami czy „kusymi dniami”. Czas ten wypełniały zabawy i tańce, panowała powszechna wesołość i radość, był to jedyny w roku okres hulanek i swawoli.
We wspomnieniach mieszkańców radomskich wsi, zgromadzonych w wywiadach przeprowadzonych podczas etnograficznych badań terenowych, czytamy: „W czasie karnawału chodzili po wsi kolędziorze, odwiedzali wszystkie zagrody i składali gospodarzom życzenia. Za to dostawali datki w postaci jadła i wódki. Kolędnicy przebrani byli za śmierć, diabła, żyda i kozę”[1]. Kolędnicy wędrujący przez wieś sygnalizowali swoje nadejście grając hałaśliwie na różnych grzechotkach lub bębniąc kawałkami drewna w puste garnki. Wprowadzali tym samym zamieszanie w życie wsi, obowiązujące zasady traciły na ten czas swą ważność, a świat przedstawiany przez kolendziorzy stawał się rzeczywistością ukazaną na opak, możliwą tylko w tych dniach.
Huczne zabawy trwały przez całe zapusty, informator wspomina: „Był to czas, w którym wszyscy się bawili, weselili. Urządzano co sobotę, niedzielę zabawy – najczęściej w tych domach, gdzie były młode panny. Grano na takich zabawach na skrzypcach, bębnie, organach. W zabawach brali udział młodzi ludzie, kawalerowie i panny z danej wioski, a także zaproszeni znajomi z sąsiednich wiosek”[2].
W przeróżne zabawy i uciechy szczególnie bogaty był kusy wtorek, czyli ostatni dzień karnawału: „Zapusty kończyły się tzw. Kusakami. Kusaki były zawsze we wtorek przed Popielcem. Urządzano wówczas huczne zabawy”[3]. Bawiono się w tym czasie przy muzyce oraz śpiewie. Oto kilka przyśpiewek popularnych w tym dniu:
„Przyleciały ptaki przez te rajskie krzaki, radujta się ludzie bo dzisiaj kusaki”[4].
„Zagraj, ze mi zagraj muzykancie młody, co to ja ci zapłacę z tamtej strony wody. Muzykant nie chce grać, dziewczyna nie chce dać. Czerwone jabłuszko z kieszoneczki widać.
Chłopcy moje chłopcy, ja wasza dziewczyna, jak będzie co złego, to wasza przyczyna.
Byłabyś dziewczyno moja kompaneczka, ale już nie będziesz, bo masz kochaneczka.
-Janku mój przy mnie stój u łóżeczka mego, nie żałuj, pocałuj lica rumianego”[5].
„Dziś zapusty Dziś ostatni wtorek tłusty Chwytaj pączek na widelec Bo to jutro już Popielec”[6].
„Dziś, dziś w Ostatki Zbieraj panno swe manatki Bo jak jutro cię znajdziemy To Ci klocka już przypniemy”[7].
Zapustowe hulanki sprzyjały swataniu młodych par. Była to doskonała okazja, aby panny na wydaniu mogły zaprezentować się z jak najlepszej strony i pozyskać konkurentów. Ci, którzy w trakcie karnawału nie weszli w związki małżeńskie, stawali się obiektami drwin i żartów. Zabawy w chałupach czy karczmach kończyły się we wtorek wraz z wybiciem północy. Na tych, którzy odważyli się zostać i bawić dłużej, wedle ludowych wierzeń czekała za drzwiami śmierć.
Pisząc o zwyczajach żegnania karnawału warto wspomnieć o zwyczaju Ścięcia Śmierci w Jedlińsku, miasteczku położonym 10 km na północ od Radomia. W ostatni dzień karnawału, w kusy wtorek, na miejskim rynku odbywa się wielkie widowisko, które corocznie odgrywane jest według XIX-wiecznego scenariusza.
Udokumentowana historia tego zwyczaju sięga XIX wieku: „Pierwsza wzmianka dotycząca jedlińskiego zwyczaju ścięcia śmierci pochodzi z roku 1860. Zamieszczona była w »Gazecie Codziennej« nr 50 na podstawie relacji przesłanej do redakcji przez ówczesnego proboszcza tamtejszej parafii ks. Jana Kloczkowskiego”[8]. Z całą pewnością można stwierdzić, że widowiska odbywały się też we wcześniejszych latach, gdyż to właśnie na ich podstawie powstał scenariusz stworzony przez księdza Kloczkowskiego.
Współcześnie na ulice miasteczka już z samego rana wychodzą przebierańcy, nazywani w Jedlińsku kusakami. Bawią się i świętują, a harce te mają na celu zapowiedzenie głównego widowiska, jakim jest sąd nad Śmiercią, a w jego rezultacie ścięcie jej. Widowisko rozpoczyna się w godzinach popołudniowych. Mieszkańcy miasta, biorący udział w przedstawieniu, przejęci wiadomością Kantego, dziada kościelnego, o tym że:
„Śmierć się dziś upiła I ostrą swą kosę gdzieś w Tocznem zgubiła Sama pod Spaloną Groblą mocno spała I leżąc okropnie i strasznie chrapała”[9]
postanawiają Śmierć pojmać i przed sądem ją postawić. Ten zaś skazuje ją na ścięcie. Scena sądzenia Śmierci odbywa się w obecności publiczności zgromadzonej na rynku miasteczka. Kiedy Śmierć zostanie w trumnie wywieziona z miasta, członkowie przedstawienia oraz jego publiczność bawią się do północy, bowiem Śmierć została pokonana. Zwyczaj ten jest ostatecznym pożegnaniem wszystkich zabaw i uciech. Jest definitywnym zakończeniem karnawału, ale również zimy. Warto bowiem dodać, że symboliczne zabijanie czy też wypędzanie jakiejś postaci miało za zadanie zapewnić odrodzenie, regenerowanie sił witalnych przyrody.
Zapusty kończą się wraz z nadejściem Środy Popielcowej – była ona nieprzekraczalną granicą dla zabaw, wraz z jej nastaniem rozpoczynał się czas powagi, skupienia oraz ścisłego postu.
[1] Inf. K. D., ur. 1900 r., z Tomaszówki, Archiwum MWR.
[2] Inf. S. M., ur. 1914 r., z Tomaszówki, Archiwum MWR.
[3] Inf. M.M., ur. 1914 r., z Tomaszówki, Archiwum MWR.
[4] Inf. F.P., ur. 1912 r., z Janiszowa, Archiwum MWR.
[5] Inf. S.M., ur. 1909 r., z Poręby, Archiwum MWR.
[6] Inf. M.S., ur. 1904 r., z Piotrawina, Archiwum MWR.
[7] Tamże.
[8] A. Zieleziński, Ścięcie Śmierci w Jedlińsku. „Rocznik Muzeum Radomskiego 1978”, Radom 1979, s. 67.
[9] Tamże.