Dole i niedole zwierząt – historia owieczki Mani.
W naszym muzeum mamy grupę zwierzęcych lokatorów. Opiekujemy się m.in. owcami, gęsiami, kurami, królikiem oraz kozłem, a nasi goście mogą zobaczyć jak w przeszłości żyły zwierzęta polskiej wsi. Pewnego letniego poranka na świat przyszła owieczka. Była bardzo mała, ważyła trochę ponad kilogram.
Gdy poród przebiega prawidłowo, a jagnię jest zdrowe to już po godzinie chodzi i ssie mleko, a matka wylizuje malucha osuszając mu w ten sposób futerko. Jest to też pewien rodzaj masażu pobudzającego narządy wewnętrzne do pracy. Nasza owca Łatka bardzo dbała o malucha. Wyczyściła go i lekko popychała nosem zachęcając do wstania. Jagnię nie podnosiło się, ciężko oddychało – coś było nie tak. Kiedy stan owieczki się nie poprawiał, a wręcz pogarszał, przyjechała na pomoc Pani weterynarz.
Wieści nie były dobre. Weterynarz oceniła stan malucha na bardzo zły, z minimalnymi szansami na przeżycie. Owieczka urodziła się dużo przed terminem, miała niedorozwinięte płuca, na dodatek nałykała się wód płodowych. Słabo rozwinięte stawy nie pozwalały jej stanąć na nogach. To bardzo duży problem, ponieważ jagnię musi stać, aby napić się mleka matki. Owieczka otrzymała leki, kroplówki. Pracownicy na zmianę czuwali przy kruszynce.. Dostaliśmy zapas bandaży i profesjonalne szkolenie, jak owijać obie chore nóżki, których Mania nie potrafiła wyprostować. Tak zaczęła się nasza walka o życie Manii. Skąd takie imię? Nasza pracownica, pani Agnieszka, powiedziała spontaniczne ”Św. Franciszku spraw, żeby Maniek przeżył.” Gdy emocje trochę opadły, okazało się, że Maniek jest płci żeńskiej, więc imię zostało, ale uległo modyfikacji i stąd owieczka Mania. Ale i tak wszyscy wołają na nią Maniek, Maniuś, Maniutek.
Codziennie rano szliśmy na zagrodę z duszą na ramieniu. Byliśmy pewni, że któregoś dnia znajdziemy Manię martwą. A ona twardo trzymała się życia. Chodząc na kolanach była za niska i nie mogła ssać matki, a mleka było za mało. Mijały dni, a Mania wciąż była słaba, ale nie poddawaliśmy się. Ktoś przyniósł mleko w proszku, inna osoba kupiła butelkę na mleko. Cieśla wystrugał łupki, które zakładaliśmy pod bandaże, aby usztywnić nogi. Mania codziennie była karmiona butelką. Z czasem stan owieczki zaczął się poprawiać. Jadła coraz chętniej i mimo bandaży coraz lepiej chodziła. W ciągu kilku tygodni owieczka przybrała na wadze i nabrała energii. Nawet pani weterynarz była zaskoczona tak pozytywnym obrotem spraw.
Z czasem zaczęliśmy usztywniać na zmianę raz jedną raz drugą nogę, aby mogły wzmacniać się mięśnie. Teraz Mania nie potrzebuje już bandaży. Urosła, przytyła, biega za owcami, zjada wszystko co się da zjeść. Teraz Mania pierwsza wychodzi z zagrody i depcze po piętach wszystkim dopóki nie dostanie mleka.
Tekst i foto. D. Maciąg