Z Małgorzatą Kwarcińską, autorka książki "Tkaniny w zbiorach Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu" rozmawiała Martyna Sobańska.
Dlaczego nie dywanik z Ikei czy bluzka z Zary?
Pani Małgorzata Kwarcińska opisując wiejskie włókiennictwo, korzystając przy tym ze zbiorów Muzeum odsłania czytelnikom tajemnice niezwykłej codzienności, której strzegą muzealne ekspozycje i magazyny. Tą niezwykłą codzienność budują muzealia, które mają przecież zdolność upamiętniania oraz odtwarzania złożonych obrazów, dźwięków przeszłości, całych historii przedmiotów, rzeczy; ich uczestnictwa w historii ludzkich doli i niedoli – powiedziała Pani Ilona Jaroszek-Nowak Dyrektor Muzeum Wsi Radomskiej. Czy po tych słowach można się oprzeć żeby nie sięgnąć po najnowszą publikacje Muzeum Wsi Radomskiej?
Z Małgorzatą Kwarcińską, autorka książki „Tkaniny w zbiorach Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu” rozmawiała Martyna Sobańska.
Na czym polega przewaga wyrobów rękodzielniczych nad tymi produkowanymi masowo?
Każdy dywanik wykonany na domowym warsztacie tkackim lub na dużej ramie z osnową będzie miał przewagę nad tym wyprodukowanym w hali włókienniczej na krośnie, choć to bardzo ładne kolorystycznie wyroby. Dywaniki fabryczne zrobione są z pewnością estetycznie, mają równe brzegi, ciekawe zestawienia barwne, ale brakuje w nich magii, która wynika z tego, że są jedyne w swoim rodzaju. Moim zdaniem należy wyżej cenić rękodzieło i rzemiosło niż masową produkcję, bo to co wykonane ręcznie jest unikatowe.
Skąd pomysł na książkę?
Muzeum wydaje wiele bardzo wartościowych publikacji, ale brakowało takiej, która opisywałaby muzealny zasób tkanin. Do napisania książki na ten temat zachęcała mnie dyrekcja, a szczególnie Pani Dyrektor Ilona Jaroszek-Nowak. Zdecydowałam się podjąć to wyzwanie.
Gdzie zdobywała Pani warsztat i wiedze o tkaninach?
W największym skrócie: swoją wiedzę zaczęłam zdobywać od 1982 roku, czyli niemal od samego początku pracy w Muzeum. W ciągu minionych lat miałam przyjemność pracować z etnografami, dzięki którym posiadłam wiedzę na temat ludowej tkaniny, ubioru i stroju Radomskiego. Samą znajomość procesu powstawania tkanin na warsztacie tkackim zdobyłam, gdy mieszkałam i uczyłam się w Białymstoku. Dzięki zdolnościom manualnym, szybko przyswoiłam sobie wiele technik tkackich, między innymi wytwarzania kilimu, sumaka, gobelinu i bardzo trudnej tkaniny dwuosnowowej. Pracując w Spółdzielni Rękodzieła Ludowego i Artystycznego w Białymstoku nauczyłam się wiele na ten temat, bo potęgowało to zainteresowanie jakim darzyłam tkactwo i projektowanie gobelinów. Wartościowym doświadczeniem były również studia zawodowe w zakresie Konserwatorstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, które pomogły mi w dokumentowaniu wykonanych przeze mnie prac.
Czym zajmowała się Pani rozpoczynając pracę w Muzeum Wsi Radomskiej?
Pracę rozpoczęłam w ówczesnym Dziale Kultury Materialnej, a następnie Sztuki Ludowej. Niemal od razu przydzielono mnie do pracy przy inwentaryzacji zbiorów sztuki ludowej (ceramiki, rzeźby w drewnie, płaskorzeźby, malarstwa, wyrobów sztuki kowalskiej). Tekstyliami zajmowałam się jednak od początku mojej pracy w Muzeum w związku z tym, że miałam już przygotowanie z zakresu tkactwa, a nowością były tylko ubiór i strój ludowy Radomskiego. Chciałam, o ile było to możliwe zajmować się ochroną i zabezpieczeniem zbiorów tkanin, które wymagały by przywrócić ich dobry stan. W latach 80-tych uczestniczyłam w badaniach terenowych na temat tkactwa i stroju ludowego, ale brałam też udział w przygotowaniu wystaw czasowych czy innych czynnościach wynikających z bieżących obowiązków.
Obecnie zajmuje się Pani konserwacją tkanin, ale czy tylko?
Nie chciałabym odczytywać zakresu obowiązków, dlatego na przykładzie publikacji zarysuje jak ostatnio wyglądała moja praca. Przygotowanie poszczególnych rozdziałów do książki „Tkaniny w zbiorach Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu” wymagało pracy przy komputerze, który z pewnością nie jest stelażem konserwatorskim z jakiego korzystam. Ponadto, eksponaty nim zostały sfotografowane, musiały „przejść” przez moje ręce, począwszy od uprasowania, zabiegów konserwatorskich po właściwe dla walorów obiektu ułożenie ich do zdjęcia. Pracuję w Dziale Konserwacji Zabytków, ale jak niemal każdy z pracowników uczestniczę w imprezach na terenie Muzeum, jak również w pokazach tkactwa, warsztatach rodzinnych czy konsultacjach na temat tkactwa i stroju ludowego Radomskiego.
Udziela Pani konsultacji i prowadzi warsztaty na temat tkactwa, ale czy swoją wiedzę i umiejętności przekazuje Pani następcy lub następczyni z Działu Konserwacji Zabytków?
Jeszcze przed zakończeniem pracy zawodowej na pewno podzielę się z koleżankami materiałami i umiejętnościami tkackimi, ale co do działań konserwatorskich, trudno je tak po prostu przekazać. Tę pracę powinien wykonywać najogólniej mówiąc ktoś ze znajomością warsztatu konserwatora tkanin, choć działania prewencyjne – słuszne i potrzebne działania, może wykonywać przyuczona osoba.
A czy Pani zdolności to efekt dziedzictwa? Czy w Pani rodzinnym domu były inne artystyczne dusze?
Raczej tak. Mój tata i dziadek mieli zdolności plastyczne i muzyczne, siostra i brat także je mają. Tak się złożyło, że życie po wojnie znacznie ograniczyło możliwości w rozwijaniu zdolności taty, ale za to dla mnie zdobywał kredki (w latach 60. XX wieku komplet kilkudziesięciu kredek!), farby, a później zbijał ramy, obciągał płótnem i gruntował. Pierwszym podłożem dla mojej dziecięcej wyobraźni były jednak szyby i ściany pokoju czy szkolnej świetlicy. W naszym domu bywało głośno od wielogłosowego śpiewu, jednak prym wiodły szaleństwa brata na gitarze, perkusji i na jakichś dziwacznych, innych instrumentach. Śmieję się, że chyba żadne z nas nie byłoby dobrym księgowym, tylko mama. Zaraz, zaraz... zainteresowanie tkactwem to przecież geny mamy!
Czyli jest Pani samorodkiem, którego zainspirowało podglądanie mamy przy pracy?
Moja mama jako młoda dziewczyna potrafiła wykonywać płótna o deseniach przenikającej się kraty, co świadczy o tym, ze posiadała duże umiejętności tkackie, bo taka technika wymagała zastosowania kilku splotów (od dawna znane m.in. na Podlasiu, skąd pochodzę) przy udziale odpowiedniej ilości nicielnic i podnóżków.
W książce znajdziemy wiele pięknych szkiców ujawniających zdolności plastyczne. Czy rysunek to Pani pasja?
Pasja? Rysuję czy szkicuję wtedy, gdy zachodzi taka potrzeba. Przemiłym nazywam czas, kiedy mogę malować akwarelami. Pasję mam inną, ale jej nie zdradzę, niech pozostanie tajemnicą.
ms