Odwiecznym dylematem od zarania dziejów, jak tylko ludzkość zaczęła uprawiać pola, były szkody wyrządzane przez zwierzynę leśną głównie czarną i płową w uprawach rolnych. W szczególności w największym stopniu z tym problemem spotykali się mieszkańcy wsi puszczański otoczonych ze wszystkich stron lasami, który trwa do obecnych czasów.
Nie tylko zwierzyna leśna powoduje szkody w gospodarce człowieka czyniąc spustoszenia w zasiewach i płodach. Należy dodać, iż w ostatnim czasie nastąpił drastyczny wzrost populacji bobrów będących pod całkowitą ochronną (które również zadomowiły się w muzeum) są utrapieniem właścicieli stawów hodowlanych kopiąc w groblach nory celem budowania gniazda, wskutek czego ziemia się zapada powodując wypływanie wody ze zbiorników, podobnie jest z wałami przeciwpowodziowymi doprowadzając do ich przeciekania. Na ciekach wodnych, gdzie poziom wód jest niski bobry konstruują tamy powodując spiętrzenie wody celem wybudowania żeremi. Prowadzi to do zalewania znajdujących się w sąsiedztwie pól uprawnych oraz użytków zielonych. Nie mile są widziane również na stawach i jeziorach kormorany, czaple, dzikie kaczki, gęsi, łabędzie, oraz wydry i norki, które żywią się narybkiem i rybami. Problemem sadowników są zające i sarny zgryzające korę oraz pędy młodych drzewek powodując ich usychanie.
Wracając do ochrony pól przed zwierzyną, z tym zagadnieniem radzono sobie na różne sposoby. Najpopularniejszą metodą było grodzenie pól sąsiadujących z lasem w postaci zapór z gałęzi oraz karpiny czyli wkopanych pni ściętych drzew odwróconych korzeniami do góry, tudzież płotów żerdziowych. Tam, gdzie występowały pola kamieniste, szczególnie z dużą ilością łupków piaskowca mieszkańcy wsi układali obwałowania na pograniczu pól i lasów. Możemy powiedzieć, że to było przy tzw. „okazji”, bo głównym celem było wyzbieranie kamieni utrudniających zabiegi agrotechniczne pod zasiewy. Właśnie tego typu grodzenie występowało we wsi Stefanów (osada typowo puszczańska położona na tzw. Garbie Gielniowskim przechodzącym w pasmo Gór Świętokrzyskich z występującą dużą ilością wspomnianych łupków) znajdującej się w powiecie przysuskim. W 1944 r. została w większości spalona przez żołnierzy niemieckich za pomoc i ukrywanie partyzantów oraz we wrześniu 1952 r. wysiedlona a częściowo odbudowane gospodarstwa zostały zniszczone przez władze polskie. Do dzisiaj niemymi świadkami historii tamtych okrutnych czasów są pozostałości podmurówek, murowanych piwnic, czasami można spotkać zasypane studnie z kamiennymi cembrowinami oraz obwałowań. W późniejszym okresie w znacznej części zostały rozebrane i wykorzystane przez okolicznych mieszkańców do budowy budynków mieszkalnych i gospodarczych.
Pól również pilnowali sami gospodarze w porze nocnej, kiedy to zwierzyna wychodzi na żer, w tym celu wystawiano dyżury tzw. „stróże” z psami, palono wówczas ogniska dodając mokrego drewna, igliwia, chwastów, czyli roślin wydzielających duże ilości dymu tzw. zapachowych. Natomiast do straszenia akustycznego używano starych lemieszy, kos, blach, miednic itp., w które uderzano pałkami jednocześnie głośno krzycząc. Po okresie wojennej zawieruchy ludność wykorzystywała jako materiały hukowe między innymi amunicję karabinową wrzucając ją do ognisk oraz proch z pocisków artyleryjskich z których konstruowano różne przedmioty wybuchowe i „samopały”. Niejednokrotnie używano znalezionych karabinów, które służyły również do kłusownictwa, aby było łatwiej je schować „pod kapotą” zmniejszano jej długość poprzez ucinanie kolby i lufy zwanych „urzynami”, lub „obrzynami”. Najczęściej przechowywana była w dziuplach starych drzew oraz skrytkach ziemnych itp. Obecnie, w tym celu stosuje się fajerwerki, sznury hukowe a w ostatnim czasie pojawiły się armatki zasilane gazem propan butan z nastawnikiem czasowym.
Zwierzyna leśna szczególnie żyjąca w dużych ostępach leśnych jest wyczulona na obce dźwięki i zapachy (nie leśne). W późniejszym okresie, w tym celu palono zazwyczaj materiały dające dużo dymu, wydzielały silny swąd i długo się paliły, takie jak: stare opony, papę, worki po nawozach sztucznych, plastik. W rejonach gdzie występowały zakłady przemysłowe, w których do cięcia metalu używano palników acetylenowych zasilanych karbidem, zatrudniona tam ludność wiejska „zaopatrywała” się w ten produkt. Do produkcji urządzeń wybuchowych używano najczęściej puszek po farbach i lakierach z przykrywką. W denku wykonywano dziurkę, do środka wkładano karbid i polewano go wodą, z którą w rekcji chemicznej wydzielał się gaz palny – acetylen. Następnie zamykano wieczko przydeptując puszkę nogą oraz podpalano gaz wydobywający się z otworu i wówczas następowała detonacja. Do straszenia używano też kupowanych na odpustach pistoletów na korki hukowe potocznie zwane „korkowcami”. Jako substancji zapachowej wykorzystywano również wszelkiego rodzaju „śmierdziuchów” chemicznych oraz oleju napędowego zwanego potocznie „ropą” , którymi to polewano szmatki przywiązane do gałązek drzew w obrębie pól i lasów. Skutecznym sposobem, było również wieszanie w pończochach włosów z zakładów fryzjerskich, lub wyczesanej psiej sierści. Obecnie także stosuje się repelenty chemiczne zapachowe, jednym z nich jest preparat płynny o nazwie Hukinol, który imituje skondensowany zapach potu ludzkiego. Stosowany jest również w muzeum w obrębie przesmyków wejściowych dzików (widoczne białe kubeczki zawieszone na krzakach).
Wykonywano również wszelkiego rodzaju „straszydła”, najbardziej znanymi wszystkim występującymi na polskich polach są pospolicie zwane „strachy na wróble”, które mają płoszyć nie tylko ptaki, ale również i inną zwierzynę (niekiedy ludzi). Pod tym względem pomysłowość „stylistów” i „projektantów mody” nie zna granic używając kolorowej nie używanej, lub nie nadającej się do chodzenia odzieży (nawiązując do powyższego spotkałem się powiedzeniem „Gdy surdut nie nadaje się dochodzenia, to służy za derkę do przykrywania konia a jeśli tam nie jest przydatny, to psu do budy wkładają a potem stracha ubierają”). Można tu spotkać przegląd strojów minionych sezonów szczególnie damskich. Do rąk mocowane są puszki lub butelki, które poruszane wiatrem wydają dźwięki. Konstruowano także różnego rodzaju wiatraczki „terkoty” straszące przy okazji krety. Pola również ogradzano sznurkami, drutami na których jak uprzednio znajdowały się „brzękadła” w postaci puszek, butelek, kolorowych szmatek oraz folie odblaskowe. Obecnie udoskonaloną formą tego rodzaju zabezpieczenia są pastuchy elektryczne zasilane z sieci, lub akumulatorami, które powodują wstrząs elektryczny nie wyrządzając jednak krzywdy zwierzynie ani człowiekowi. Takie właśnie ogrodzenie zostało zainstalowane na muzealnym polu mające na celu chronić posadzone ziemniaki przed dzikami przebywającymi u nas na „gościnnych występach” i korzystające z darmowej „stołówki”. Oczywiście urządzenie to w porze zwiedzania nie jest podłączone do prądu. Jednak na wszelki wypadek prosimy nie sprawdzać tego własnoręcznie, w myśl powiedzenia „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”
Na powyższy problem należy spojrzeć również z drugiej strony z punktu „widzenia” zwierzyny. Wynikające z powodu utrudnień spowodowanych działalnością człowieka w ekosystemie, takich jak: rozwijające się aglomeracje miejskie, infrastruktura drogowa, grodzenie autostrad, nasadzeń leśnych i młodników, zmasowana wycinka lasów oraz penetracja ludzi (grzybiarze, zbieracze poroży, spacerowicze z psami, krosowcy). Wyżej wymienione czynniki powodują, iż zachodzą zmiany w miejscach bytowania, gniazdowania, godowych, bazy pokarmowej oraz zachwianie ciągów komunikacyjnych zwierzyny. Wszystko to sprawia, że człowiek poprzez swoją działalność wchodzi do lasu więc zwierzyna wchodzi do miast.
Tak powstał odwieczny konflikt na linii człowiek – przyroda.
Wobec powyższych stwierdzeń nasuwają się pytania :
- kto ma rację w tym konflikcie ?
- kto komu wchodzi do „domu” ?
- kto tu jest szkodnikiem ?
przecież w obu przypadkach przyświeca ten sam cel, a mianowicie chodzi o przeżycie.
Kubek z hukinolem na terenie muzeum.
Muzealna uprawa ziemniaków ogrodzona pastuchem elektrycznym.
Strach na wróble.
Z historii regionu.
Pierwszy od lewej: Kazimierz Załęski "Bończa" (1919-2009) dowódca oddziału partyzanckiego z kolegami z oddziału.
Obchody rocznicy bitwy pod Stefanowem.
Studnia w lesie na Stefanowie.
Tekst i foto: Paweł Wójcicki.