Święta Bożego Narodzenia to jedne z najważniejszych uroczystości w całym roku liturgicznym. Są niezwykle wyczekiwane, przepełnione pewną magią, niezwykłością. To czas, w którym wraz z powracającym słońcem, rodzi się powoli życie, rodzi się na nowo Bóg. Na dawnej polskiej wsi obchodzono je w tradycyjny sposób, przestrzegano wielu zasad, traktowano dni świąteczne z ogromną powagą.
Boże Narodzenie nie zawsze obchodzono w grudniu. Początkowo świętowano w innych terminach, m.in.: 2 stycznia, 6 stycznia, 18 kwietnia czy 28 maja. Święta Bożego Narodzenia ustanowiono w Kościele powszechnym w połowie IV w. w terminie, w jakim obchodzimy je dziś. Data 25 grudnia stanowiła przeciwwagę odprawianych w okresie przesilenia zimowego pogańskich świąt solarnych, przede wszystkim wielkiego święta narodzin perskiego boga słońca, Mitry.
Cykl świąteczny otwiera wigilia Bożego Narodzenia. Pierwsza gwiazdka na niebie była sygnałem do rozpoczęcia wieczerzy. Jednak zanim gospodyni nakryła do stołu, gospodarz przynosił siano, które kładziono pod obrus, przykrywający stół, stołek lub ławę, gdzie następnie ustawiano pożywienie. Stół zaściełany siankiem z czasem, dzięki chrześcijaństwu, zaczęto interpretować jako pamiątkę siana, na którym Jezus leżał w żłóbku – mimo, że zwyczaj ten jest dawniejszy niż święta Bożego Narodzenia.
Oprócz siana także snopek lub garść słomy były wnoszone do chałupy. Wiązkę tę stawiano w kącie izby lub za szafą czy skrzynią. Jej zadaniem było sprowadzenie urodzaju w nadchodzącym roku. Czasem zatykano słomę za belki, rzucano po podłodze, jako symbol stajenki, w której urodził się Jezus, ale także w intencji obfitych plonów. Na rozrzuconej słomie zabawę miały także dzieci. Po wieczerzy kręcono z niej powrósła, którymi obwiązywano drzewa owocowe, by nie marzły, a w nowym roku obdarzyły gospodarzy bogactwem zbiorów.
Przed rozpoczęciem wieczerzy dzielono się opłatkiem. Ilość potraw była przeważnie nieparzysta. W zależności od zamożności gospodarzy wahała się ona od trzech do dziewięciu, czasem jedenastu dań. Jedynym odstępstwem od zasady było przygotowanie dwunastu potraw, tylu ilu było apostołów. Jednak w takim wypadku traktowano opłatek również jako potrawę i dzięki temu zachowywano zwyczaj nieparzystej liczby posiłków.
Na stole lub ławie gospodyni ustawiała misę, z której jedli wszyscy domownicy. Po uwłaszczeniu coraz częściej w wielu wsiach w czasie wieczerzy wigilijnej poszczególnym domownikom lub chociaż niektórym z nich (np. gościom, gospodarzowi, rodzicom) nakładano jedzenie na osobne misy i talerze. Każdy z obecnych na wieczerzy brał swoją łyżkę do ręki, konsumował nią potrawy, pamiętając by nie odłożyć jej do końca, bo jak twierdzi jedna z mieszkanek radomskiego: „Jak odłoży się łyżkę, zanim się skończy jeść, to człowieka cały rok będzie krzyż boleć”.
Parzysta liczba osób przy wigilijnym stole była powszechnie przyjętym zwyczajem. Nieparzysta liczba biesiadujących miała oznaczać śmierć któregoś z nich w ciągu najbliższego roku. Zwykle zostawiano też wolne miejsce dla niespodziewanego gościa, a więc podróżnego lub żebraka, którego w takim dniu należało jak najlepiej przyjąć. Rozpowszechniony był także zwyczaj stawiania nakrycia dla niektórych nieżyjących członków rodziny. Były to pozostałości zanikającego już zwyczaju zapraszania zmarłych na wieczerzę wigilijną.
We wsiach leżących blisko kościoła o północy udawano się na pasterkę. Dla ludzi pozbawionych innych rozrywek udział w tej mszy świętej stanowił niemałe przeżycie.
Dzień Bożego Narodzenia, upływał w atmosferze powagi, spokoju i skupienia w gronie najbliższej rodziny. Spędzano czas na rozmowach, modlitwie, wspólnym śpiewaniu kolęd. Na wsi wstrzymywano się od wykonywania wszelkich prac gospodarskich i domowych, z wyjątkiem obrządzenia inwentarza żywego. Nie wolno było, sprzątać, zamiatać, rąbać drewna, przynosić wody ze studni, gotować, rozpalać dużego ognia. Dozwolone było jedynie podawanie przygotowanych w przeddzień rano potraw.
Zakaz prac i rozpalania ognia, powodował, że posiłki bożonarodzeniowe były mniej urozmaicone od wieczerzy wigilijnej. Na śniadanie jadano zwyczajowo żur z kiełbasą, mięsem i jajkami. Na stole często pojawiało się ciasto drożdżowe, które popijano kawą zbożową z mlekiem. Na obiad posilano się zimnym mięsem i wędlinami z chlebem. Wieczorem do kawy lub herbaty można było nasycić się plackami i racuchami.
Nie wolno było także przeglądać się w lustrze, czesać czy rozplatać warkoczy ani kłaść się w ciągu dnia. Wszystko po to, by nie ściągnąć na siebie choroby oraz by w polu nie pokładło się zboże. Ten dzień spędzano jedynie w gronie najbliższej rodziny, nie przyjmowano i nie składano wizyt.
Drugi dzień świąt Bożego Narodzenia wyglądał już zupełnie inaczej. Uroczysta powaga pierwszego dnia świąt znikała 26 grudnia bez śladu, ustępując miejsca wesołości i zabawie. To dzień, w którym powoli kończyło się świętowanie, wracała codzienność, a z nią obowiązki.
Na św. Szczepana dopuszczalne było już wykonywanie drobnych prac w obrębie gospodarstwa. Kobiety szykowały też więcej jedzenia, ponieważ drugi dzień świąt otwierał zwyczajowo czas odwiedzin, który trwał aż do Trzech Króli. Na stołach królowały podobne potrawy, co w pozostałe świąteczne dni. Z izb znikała słoma, ustawiana w kątach w Wigilię. Sianko spod obrusa i słomę zanoszono wraz z kolorowym opłatkiem zwierzętom, głównie bydłu. Głównie po to, by się zdrowo chowało, by szczęściło się w gospodarstwie.
Zgodnie z tradycją ludową w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w kościele odbywało się święcenie owsa, którym obsypywano się wzajemnie, a często też księdza i kościelnego. Kościół uznał ten prastary zwyczaj obrzucania się zbożem za symbol męczeństwa i kamieniowania św. Szczepana.
Po skończonym nabożeństwie kobiety, zbierały z posadzki owies, który w ich mniemaniu posiadał magiczne właściwości przy chowie drobiu. Czasem kościelny czy sam ksiądz zamiatał ziarno i zabierał je dla swoich kur. Poświęcony owies dosypywano także do worków z ziarnem, przeznaczonym do siewu albo dawano bydłu, by zdrowo się chowało.
Po wyjściu z kościoła kawalerowie rzucali owsem w ładne dziewczęta. Na dziedzińcu kościelnym z piskiem i śmiechem obrzucały się nim dzieci. Czasami rzucano owsem także na zwierzęta i na drzewa owocowe.
Inne tłumaczenie święcenia owsa w kościele można powiązać z ważną tradycją drugiego dnia świąt – z godzeniem służby na cały rok. W św. Szczepana parobkowie odchodzili ze służby. A że służbę wynagradzano w naturze, w tym owsem, to pewną miarę tego zboża, parobkowie zanosili do kościoła, by Pan Bóg „wysłudze” pobłogosławił.
Wspomniane godzenie służby polegało na tym, że gromadziła się ona zwykle przed karczmą, gdzie zamożni gospodarze ustalali z nią warunki pracy i zapłaty. Godząc parobka czy starszego chłopca, należało napić się z nim gorzałki lub piwa. Stąd też przyjęte były powiedzenia: Na święty Szczepan każdy sobie pan; Gdy przyjdzie święty Szczepan, to parobek sobie pan albo W dzień św. Szczepana sługa na wsi zmienia pana.
Choć czasy się zmieniają i niektóre zwyczaje zanikają, to jednak święta Bożego Narodzenia zachowały do dziś tradycyjną formułę. A szczególnie wieczerza wigilijna – kiedy to nadal dzielimy się opłatkiem, składając sobie najlepsze życzenia. Kiedy to zasiadamy do stołu dopiero po pierwszej gwiazdce, a pod obrusem układamy siano. Kiedy to szykujemy dwanaście potraw, które każdy ma chociaż spróbować. Kolejne dni upływają dziś głównie na rodzinnej biesiadzie. Nie ma już takiej powagi jak zachowywano w dniu Bożego Narodzenia. A w św. Szczepana nie sypiemy w księdza owsem w kościele, choć są w Polsce regiony, gdzie zwyczaj święcenia tego zboża nadal istnieje. Warto jednak wspominać jak to świętowało się kiedyś, odświeżać dawno zapomniane tradycje i przekazywać je kolejnym pokoleniom i tym samym ocalić od zapomnienia.
Bibliografia:
- A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku, Warszawa 1985.
- B. Baranowski, Życie codzienne wsi między Wartą a Pilicą w XIX wieku, Warszawa 1969.
- B. Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2004.
- E. Frankowski, Kalendarz obrzędowy ludu polskiego, Warszawa 1928.
- J. Górska-Siwiec, Boże Narodzenie w Radomskiem, [w:] „Radomski rok obrzędowy”, red. Z. Skuza, Radom 2002.
- J.S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce : wiek XVI-XVIII, Warszawa 1933.
- Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich, oprac. S. Adalberg, Warszawa 1889-1894.
- W. Badura, Błogosławienie owsa, [w:] „Lud”, t. 9, Poznań-Warszawa-Wrocław 1998.
- Wywiady terenowe, Archiwum Działu Kultury Wsi, Muzeum Wsi Radomskiej.
- Z. Gierała, Cztery pory roku w obrzędach i podaniach ludowych, Warszawa 2001.