Wielkimi krokami zbliża się adwent, który kończy rok obrzędowo-liturgiczny, nastaje wyjątkowy czas. Niegdyś szczególny dla panien i kawalerów.
To właśnie pod koniec listopada dziewczęta i chłopcy korzystając z magicznych okoliczności chcieli poznać swą matrymonialną przyszłość. I tak panowie w przeddzień świętej Katarzyny próbowali dociec z jaką panną połączy ich los, a niewiasty w wigilię świętego Andrzeja wypatrywały przepowiedni o swoim zamążpójściu.
Na dawnej polskiej wsi wróżono w rozmaity sposób. Poszukiwania odpowiedzi na temat ożenku poprzez przepowiednie czynione w listopadowe noce dotyczyły obu płci. Jednak zwyczaj katarzynek zanikł zdecydowanie wcześniej. Nasze babki i prababki pamiętają najczęściej tylko tradycje związane z wigilią św. Andrzeja. Podczas wywiadów przeprowadzanych przez pracowników Muzeum Wsi Radomskiej przytaczano najczęściej kilka sposobów na przepowiadanie matrymonialnej przyszłości. Było to wróżenie: za pomocą lanego wosku, z wkładanych pod poduszkę karteczek, z ustawianych za sobą butów, z liczenia belek w płocie, ze snów, z gałek zrobionych z lnu, z obierków jabłek lub ziemniaków.
Wśród wymienianych przez informatorów wróżb bardzo często pojawiały się również te z wykorzystaniem zwierząt: psa, koguta, gęsi czy kota. Wierzono, że w zależności od tego, skąd panna usłyszy szczekanie psa lub pianie koguta, stąd nadejdzie przyszły mąż. Jako wieszczkę dobrej nowiny o zamążpójściu dziewczęta wykorzystywały również gęś, której przewiązywały oczy. Panny ustawiały się w kółko, a do środka wpuszczały ptaka. Która pierwsza została dotknięta przez niego, ta pierwsza miała się znaleźć na ślubnym kobiercu.. Wśród „zwierzęcych” przepowiedni, nieco mniej popularnych, było przewidywanie matrymonialnej przyszłości za pomocą kota. Jeżeli dziewczyna głaskała mruczka, a on schował pod siebie ogon i okazywał strach, oznaczało to, że nie będzie miała powodzenia w małżeństwie i na zamążpójście będzie musiała poczekać.
Najczęściej przytaczaną przez informatorów wróżbą, była ta z gałązką wiśni bądź czereśni wkładaną w andrzejki lub katarzynki do wazonu. Co ciekawe, to jedyna przepowiednia, która była stosowana zarówno przez dziewczęta, jak i chłopców. Choć większość rozmówców nie przypominało sobie, by kawalerowie wróżyli sobie w wigilię świętej Katarzyny, to jednak zdarzały się takie opowieści, w których przytaczano właśnie tę jedną magiczną praktykę. Polegała ona na tym, że wkładano uciętą gałązkę do wazonu z wodą i pozostawiano do Bożego Narodzenia. Jeśli gałązka zakwitła, zwiastowało to rychły ożenek lub zamążpójście.
Obchodzenie wigilii św. Katarzyny przestało być popularne w XIX wieku, dlatego większość rozmówców nie pamiętało, by kawalerowie próbowali w jakikolwiek sposób dochodzić swoich przyszłych losów matrymonialnych. Jednak poza wkładaniem gałązki do wody, pojawiały się wspomnienia o wróżeniu z pozyskanej po kryjomu spódnicy lub majtek wybranej dziewczyny. Jeśli ta przyśniła się chłopcu w nocy z 24 na 25 listopada, znaczyło to, że właścicielka zostanie jego żoną.
W XIX i XX wieku znacznie bardziej popularne były wróżby wykonywane przez panny w wigilię św. Andrzeja. Dziewczęta wkładały nie garderobę, a karteczki z imionami męskimi pod poduszkę. Pierwsza, którą wyciągnęły rano oznaczała, że za tego chłopca wyjdzie za mąż dana panienka.
Najpopularniejszą wróżbą było lanie wosku. Dziewczęta lały go na zimną wodę, a z powstałych w ten sposób figurek przepowiadały co przyniesie im los.
Panny marząc o rychłym zamążpójściu wróżyły z ustawianych za sobą „gęsiego” butów zdjętych z lewej nogi. Kładły je jeden za drugim od ściany do drzwi. Który z nich pierwszy wyszedł za próg, ta właścicielka miała pierwsza zmienić stan cywilny. Te dwie praktyki andrzejkowe zostały chyba najbardziej zapamiętane i do dziś stosowane są w młodzieżowych zabawach. Choć z pewnością nikt nie wierzy w te wróżby tak, jak kiedyś. Z magią nie mają wiele wspólnego, są reliktem dawnych zabobonów, służącym jedynie jako rozrywka na spotkaniu towarzyskim.
Z tych mniej popularnych dziś, lecz przytaczanych przez informatorów wróżb andrzejkowych możemy przypomnieć wkładanie pod obrus trzech talerzy: z obrączką, z różańcem i z asparagusem (w innych wersjach znajdziemy umieszczanie tych atrybutów po prostu pod naczyniami). Wybrany przez dziewczynę talerz miał zwiastować jej najbliższą przyszłość, analogicznie: ślub, staropanieństwo, pójście do zakonu.
Rozmówcy pracowników muzeum często przytaczali też wróżbę z gałkami z waty lub lnu. Każda z dziewcząt rzucała swoją nad ogniem. Ta panna miała pierwsza wyjść za mąż, której gałka najszybciej się spaliła.
Znano również przepowiednię związaną ze smolarzem, człowiekiem zajmującym się wyrobem lub sprzedażą smoły. Jeśli tego dnia jechał drogą przez wieś, dziewczęta wychodziły biorąc ze sobą zwiniętą wełnę. Rzucały nią w stronę smolarza. Właścicielka kłębka, który pierwszy doleciał do niego, pierwsza miała stanąć przed ołtarzem.
Jedna z informatorek przytaczała także wróżbę z wianuszków:
Na św. Andrzeja dziewczęta sobie wróżyły puszczając wianki na wodę ( w dużej misce lub balii). Wianuszki owe były bardzo małe, zrobione z gałązek i ozdobione sztucznymi kwiatami. Na wierzchu przymocowana była świeczka – zapalona oraz karteczka z imieniem wybranego. Jeżeli taki wianek poszedł od razu na dno, to znaczyło, ze dany chłopak mężem nie będzie.
Co do imion, sama pamiętam, że w czasach szkolnych obierałyśmy z koleżankami jabłka i obierki rzucałyśmy za plecy. W jaką literę ułożył się obierek, na taką literę miało zaczynać się imię przyszłego męża. Niestety nie pamiętam, co wtedy wyszło, by zweryfikować efektywność wróżby. Jednak taką też przepowiednię przytaczały bohaterki muzealnych wywiadów. Z tym, że używano nie tylko obierków z jabłek, ale także z ziemniaków.
Bibliografia:
- Archiwum Działu Kultury Wsi, Muzeum Wsi Radomskiej.
- A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku, Warszawa 1985.
- B. Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2004.
- Słownik języka polskiego, red. Witold Doroszewski, t.6, Warszawa 1966.
Autor: Agnieszka Domagała